Archiwum bloga

10.08.2011

Małe, epistolograficzne tęsknoty...





Ludzie mejle piszą, zwykłe, polecone...

 A skrzynki pocztowe marnieją i usychają z tęsknoty za dawnymi, dobrymi czasami...
Moja pokryła się już kurzem nostalgii i połyka łzy niespełnienia. A kiedyś była taka szczęśliwa... Zresztą niech sama o tym opowie...





To było jeszcze kilka lat temu. Moja "pani" zjeżała się na próby uszczęśliwienia jej telefonem komórkowym, twierdząc, że "owszem, bywa przydatny, ale zanadto ceni sobie wolność". Internet też znała jedynie z opowieści, a że uparła się, by nowinki techniczne testować jako ostatnia z ostatnich - miałam ją na wyłączność. Ja ją - ona mnie. Lubiłam zgrzyt klucza w zamku, pieszczotę ciepłych palców na mej zimnej posadzce i te iskierki w oczach, gdy mą przestrzeń wypełniała pachnąca emocjami koperta. Ona też mnie chyba lubiła, bo zaglądała do mnie kilka razy dziennie, nawet gdy wiadomym było, że listonosz już dawno odpoczywa po ciężkim dniu pracy.

Czułam się taka szczęśliwa i spełniona. Wypełniałam własne powołanie najlepiej jak potrafiłam. Byłam potrzebna. Kiedy dochodziła godzina, gdy listonosz zwykł wsuwać we mnie przesyłki, ja już czekałam na to znajome mrowienie na drzwiczkach, czułam wspaniałe podniecenie, że oto, za chwilę, dopełni się... ten dreszcz, rozkosz, że lada moment poczuję go w sobie - list, ciepły, ofiarny, rozedrgany nadmiarem emocji, przepełniony pozytywną energią, pełen dobrych słów: czasem topornych, niekiedy frywolnych, wzniosłych, patetycznych, zwyczajnych, ironicznych, pełnych wzburzenia, żalu, buntu, lęku, radości...

Lubiłam wyobrażać sobie jaki przekaz emocjonalny niesie w sobie treść listu, który właśnie we mnie leżakuje. Nieśmiale muskałam fantazji skrzydłami rządki liter i próbowałam wyobrażać sobie rękę, która kreśli na kartce te wrażliwe słowa, próbowałam zrozumieć myśli ganiające się w głowie Nadawcy, lotne niczym płoche wróble, delikatne jak słowicza linia melodyczna.

Rozpoznawałam Nadawców po zapachu kopert, wiedziałam, kto lubuje się w kaligrafii, a kim targa chwila. Odliczałam dni do nadejścia odpowiedzi, oczekiwałam ich nie mniej niż moja "pani" i zatapiałam się w niepokoju, gdy listy opóźniały się...

Kochałam tę symbiozę: ja, moja "pani", listonosz. Ja potrzebowałam ich obojga, by wznosić się na wyżyny spełnienia, listonosz w weekendy czuł się jak ryba bez wody, a moja "pani" marniała, gdy listy nadchodziły nazbyt opieszale.

Mawiają jednak, iż "niebezpiecznie jest wierzyć w to, że coś trwa wiecznie", że czasy się zmieniają. Ja tam nie wiem, czy się zmieniają te czasy, bo jestem tylko zwykłą skrzynką pocztową, przytwierdzoną do ściany. Tkwię w miejscu, a cykl zmian wyznaczają lokatorzy mijający mnie za dnia i jeden z sąsiadów, pracujący na nocną zmianę - gdy zapali światło na klatce, znakiem to, że jest trzecia trzydzieści. Latem czuję ukrop, zimą marzną mi drzwiczki, bo okna na klatce są bardzo nieszczelne. Czasem też czuję zapach innego listonosza, gdy mój, prawowity, korzysta z przysługującego mu urlopu. To wszystko wiem na pewno, znam to do szpiku metalowych ścianek.

Teraz wiem też już, co znaczy Tęsknota i Niespełnienie. Samotność. Gdy czekasz na drogą ręką, która muśnie cię po stęsknionych drzwiczkach, i czekasz... czekasz... czekasz...
Gdy marzy Ci się melodia klucza przekręcanego w zamku, ale wystarczyć musi Ci cisza tuląca się do wnętrza.
Gdy już wywietrzały w Tobie zapachy dawnych papeterii, gdy nie podziwiasz świata na mapach znaczków pocztowych, gdy żadna koperta nie wpada w Twe romantyczne ramiona i nie zastygacie w melancholijnym uścisku.
Gdy kaligrafia wyparta została przez "klik-klik-klik-klik-klik"...
Gdy emocje z głębi kopert nie śnią Ci się już po nocach, nie porywają do walca, nie znaczą epistolograficznymi feromonami Twych progów.
Gdy czujesz się stara, brzydka, niepotrzebna, samotna i tak bardzo, bardzo pusta. A wokół nikogo, kto zechciałby temu zaprzeczyć.

 Największą ironią jest chyba to, że moja "pani" czuje to samo. Nie ukryje tego przede mną, zbyt dobrze ją znam. Zresztą: nigdy nie potrafiła kamuflować uczuć, wolała ukwiecać nimi łąki papeterii. Mimo tego - klika te głupie esemesy i błąka się w odmętach mejlowych rynsztoków. Bo "czasy się zmieniły"...

I tylko gdy nikt nie patrzy, wyciąga z ozdobnego pudełka stosy listów, sprawdzając, czy emocje jeszcze nie całkiem z nich wywietrzały. Ciepłe są jeszcze. Ale z kolejnym pokoleniem pewnie zupełnie ostygną.







1 komentarz:

  1. Wrzucone także na drugiego bloga: http://annajellaczyc.wordpress.com/2011/08/10/male-epistolograficzne-tesknoty/

    OdpowiedzUsuń