17.05.2013

Fabryka śmiechu - cyrk Korona



Kolejny raz gorąco dziękuję cyrkowi Korona za bezpłatne wejściówki i możliwość podziwiania Artystów przy pracy. To były niezapomniane dwie godziny.

Ubiegłoroczna relacja podszyta była nutką rozczarowania. Niby wszystko pięknie, idealnie, ale w programie zabrakło mi elementu zaskoczenia. Odniosłam się tam do przykładu cyrku Juremix i ich niesamowitej bajki o Kopciuszku. I jakież było moje zdumienie, gdy teraz, w Koronie, obejrzałam iluzje i transformacje (m. in. etiudę iluzjonistyczną z wykorzystaniem efektów szybkiej zmiany kostiumów) w wykonaniu niezastąpionego Piotra „Ssnake’a” Wąsika – które były kwintesencją tego wszystkiego, czego zabrakło mi w spektaklu „Niech żyje cyrk!” Mało tego… takich cudów to ja się nawet nie spodziewałam! Był moment, że autentycznie przestałam ufać własnym zmysłom. Ge-nial-ne!

Rzeczony cyrk Juremix serwował nam jednak odsmażane kotlety, tutaj zaś program co sezon jest inny, świeży. „Fabryka śmiechu” do której trafiliśmy w 2013 - taśmowo obdarowywała nas powodami do radości. Dawno już nie śmiałam się tak serdecznie, jak podczas scenek z udziałem Mr Chapa oraz Mr Hot Doga. Niekwestionowani mistrzowie dobrego humoru.

Masę gorących oklasków otrzymał fantastyczny - w tym co czyni - Vladimir Omelchenko z Ukrainy. Pokaz ekwilibrystyki na wałkach rolla rolla nie tylko wywołał napięcie, ale i wielki podziw dla sprawności oraz umiejętności balansowania ciężarem ciała.

Również ring-trapez w kobiecym, polsko-ukraińskim wydaniu Karolina & Inka zapierał dech w piersiach. Piękno, powab, delikatność i subtelność wirowały nam nad głowami. U niejednego, z pewnością, wywołały "zawrót głowy".

Podobnie napowietrzne ewolucje w sieciach, w wykonaniu Piotra Wąsika – wraz z jednoczesnym pląsem cienia syreny na ścianie – miały w sobie coś mistycznego i baśniowego. Szum fal, nastrojowa melodia – to był naprawdę świetny spektakl; zaplątały się tam liczne ziarenka magii.

W repertuarze znalazły się także – co również zaskoczyło mnie i poruszyło – akrobacje zwinnych, wesołych i sympatycznych... uchatek kalifornijskich. Odbijanie piłką, łapanie obręczy, tańce, klaskanie – widywałam już podobne pokazy, ale nie z tak bliska. Robi wrażenie.

Zresztą cyrk Korona obfituje w zwierzyniec mniej czy bardziej egzotyczny. To zawsze pozostawać będzie kontrowersyjnym tematem, jednakże przyznać trzeba, że widziałam cyrki, w których zwierzęta traktowało się nie tak, jak należy. Tutejsze wydają się zadbane, wypielęgnowane, sierść im lśni. Dużo mówi się o warunkach w jakich są chowane, przewożone, tresowane, jak zimują (cyrk posiada własne mini zoo), o tym, że wszystko spełnia rygorystyczne normy i wymogi Europejskiego Stowarzyszenia Cyrków ECA. Żadne ze zwierzaków nie urodziło się na wolności, wszystkie przyszły na świat już w niewoli.

W roli konferansjera występował rewelacyjny Piotr „Ssnake” Wąsik. Obsada międzynarodowa: Polska, Czechy, Ukraina, Wielka Brytania, Włochy, Hiszpania. 

Namiot przestrzenny, klimatyzowany; siedzenia pod odpowiednim kątem; dostępna toaleta; dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa; precyzyjna, żwawa, sprawna obsługa techniczna; miły i pomocny personel; możliwość internetowego zakupu (tańszych) biletów. W czasie przerwy odwiedzić można bistro (z hot-dogami, frytkami, napojami, słodyczami, pamiątkami), zafundować sobie przejażdżkę na wielbłądach, kucykach czy zwiedzić cyrkowe zoo.

Ogromnym plusem jest również fakt, iż osoby gorzej sytuowane miały wiele sposobności, by wygrać wejściówkę. Sama naliczyłam trzydzieści sześć biletów do rozdania w Trzebnicy: w lokalnej prasie i na portalach internetowych; do tego doszły te, ofiarowywane za plakatowanie.

Warto zobaczyć, co potrafią Artyści z Korony. Widowisko na międzynarodowym poziomie!

Dla takich chwil (oczywiście nie jedynie) przyjemnie być mamą. Znów można bezkarnie chadzać do cyrków, wesołych miasteczek i innych atrakcji – i tak beztrosko, cudnie, po prostu bawić się... :)



11.05.2013

Wrocławski Ogród Botaniczny - raj dla zmysłów


Pośród czterech pór roku każdy ma jakieś ulubione. Ja uwielbiam wiosnę – za energię, ekspresję, nadzieję, powiew wolności, barwy i zapachy oraz jesień – za melancholię, nostalgię, barwy i zapachy.

Czy gdyby nie było długiej, okrutnej, ponurej i mroźnej zimy potrafilibyśmy należycie docenić to, co dziś los niesie nam w darze? Czy umielibyśmy wyłapywać odcienie, pławić się w promykach słońca, łapać wiatr we włosy, piegi na nosy i aromaty w nozdrza?

Czy zieleń potrafiłaby rozpływać się w naszych sercach?

A tak… tak błogo jest. Miło. Jak należy. I niech tak pozostanie.







































7.05.2013

ON


Myślę o Nim odkąd pierwszy raz Go ujrzałam. To było na stawach. Od razu wyłapałam Go z tłumu. Nie ma dnia, by Jego sylwetka nie stawała mi przed oczyma. Jego postać przychodzi mi do głowy podczas codziennej pracy, w trakcie obiadu, w wolnych chwilach. Kiedy Go spotykam, czuję się niezręcznie, bo chciałabym coś powiedzieć, o coś zapytać, podzielić się tym, co mam – a jednak coś mnie powstrzymuje. Nigdy nie należałam do osób odważnych w kontaktach interpersonalnych.

Choć uczucie to spotykało mnie już wielokrotnie, za każdym razem jest obezwładniające. W jego obliczu czuję się taka… bezsilna.

Pewnie i Wy mijacie Go codziennie na ulicach naszego miasteczka. Być może temat wcale nie jest Wam obcy. Możecie również powiedzieć, że to nie Wasz interes, że sprawa systemu, bądź Jego prywatna. Albo wskażecie palcem winnego: alkoholizm czy jakąś inną wymówkę. A może w ogóle nie zwrócicie nań uwagi. 

Ja jednak nie potrafię patrzeć… i nie widzieć. I wcale nie mam na uwadze zaspokojenia swojego sumienia. Bardziej boli mnie czyjś głód, chłód, może choroba, może samotność – nie wiem dokładnie, sama nie odważyłam się zapytać. Na razie dopiero zdobyłam się na podzielenie jedzeniem.

Choć od lat siedzi to we mnie, nigdy wcześniej nie pisałam o takich sprawach, bowiem uważam, że czyni się je po cichu, w pokorze, skromności i bez poklasku. Ostatnio jednak naszła mnie refleksja, że dzisiejsi, rozpędzeni ludzie mogą po prostu nie zauważać czegoś, co nie prosi się o uwagę. A ludzka krzywda często siedzi sobie właśnie bezgłośnie na ławce w parku i… tak łatwo ją przeoczyć. Jak zmokniętego po burzy psiaka. Jak zziębniętą, głodną ptaszynę, która jednak nawet w grudniu nie traci nadziei na kruszynę chleba.

Uważnego dnia Wam życzę, tego i każdego następnego. Naprawdę tak niewiele trzeba, by podsycić iskrę wiary człowieka w człowieka. Drgnie kącik ust, zakołysze się łza pod powieką, serce zakołacze innym rytmem. Warto.

5.05.2013

Anna Maria Fusaro i jej baśniowy świat

- Ależ ona musi mieć piękną duszę! – pomyślałam o autorce prac, kontemplując nad dziełami z serii „Światło i kolor”, wystawionymi w TCKiS.

Anna Maria z piosenki „Czerwonych Gitar” wciąż patrzyła w dal. Wydaje się, że Anna Maria Fusaro spogląda nie tylko w dal, ale i potrafi przeniknąć metafizyczną głębię. A potem jeszcze ekspresyjnie przelać to na płótno i ubogacić doznania odbiorców.

Portal informacyjny Czeszowa poczęstował wzmianką, jakoby nasze powiatowe plenery dostarczały artystce wielu inspiracji malarskich. Czyż to nie zaskakujące, że niektórzy patrząc na łąki, pola czy lasy dostrzegają jedynie… łąki pola czy lasy, zwyczajne i pospolite, inny ktoś zaś potrafi ujrzeć tam iście fantazyjne, nieziemskie wręcz pejzaże… mało tego: usłyszeć potrafi szepty niesłyszalne dla zwykłego śmiertelnika!? Cudny to dar! A jeszcze wspanialsze jest to, że ktoś taki dzieli się swoim spojrzeniem ze skromnymi „zjadaczami chleba”, pozwalając im choć przez chwilę poczuć się „przerobionymi na aniołów”. Inaczej tyle niezwykłości mogłoby ich ominąć, przepłynąć obok cicho i niezauważalnie…

Na szczęście istnieją galerie, organizowane są wystawy i wernisaże, gdzie można choć troszkę załatać dziury w swym wybrakowanym postrzeganiu i zniwelować różnice w tym „jak jest”, a „jak być może”. Skwapliwie więc korzystam z oferowanych możliwości i nieustająco namawiam do tego innych. Malujmy swój świat, gdy czujemy, że codzienne nastroje przyodziewane są w szarość.

Chciałabym jakoś ładnie przedstawić to, co dzieje się aktualnie na ścianach Domu Kultury, ale… nie potrafię słowami odmalować skrzącego się bogactwa. Zamieszkała tam magia, rodem z najbardziej poruszających baśni. Bajeczne i tajemnicze postaci przemawiają zaklęciami symboli, barw, cieni, światła i filozoficznie wzywają do odważnego spojrzenia w głąb siebie – być może kryją się tam niezgorsze cuda?

Zwykle trudno mi przestać rozwodzić się nad czymś, co wzruszyło i zaskoczyło, tym razem jednak na dobre zaparło mi dech w piersiach. Słowa ugrzęzły w bagnie niemocy – oczy za to pląsają łapczywie, przeskakując z obrazu na obraz. Chciałoby się, by od samego patrzenia dusza mogła zafarbować i nabrać ździebko choć czaru. Widzieć świat poprzez taki pryzmat – bezcenne.

Polecam wystawę, która potrwa do 5 czerwca.