Jest takie miasto…
Dobrze mi znane, choć tyle fascynujących zaułków jest w nim jeszcze do odkrycia.
A ilu już nie ma, a były…
Z ludźmi, z którymi mogłabym konie kraść, choć przywłaszczać sobie cudzej własności wcale nie zamierzam.
A ilu jeszcze nie znam…
Z kufrem pięknych wspomnień, którego wieko ledwie się już domyka – a jeszcze (mam nadzieję) tyle przede mną.
Choć i mniej przyjemne doświadczenia też kleją się do wytartej podeszwy pamięci…
Z cudnymi wschodami słońca, dniami wypełnionymi miłością i nadzieją, zmierzchem oklapłym ze zmęczenia, jak padnięty kwiat.
Trzebnica.
Miasto jak z bajki. A w bajkach przecież różnie bywa. W życiu również.
Marzy (nam) się uzdrowisko. Niegdyś miasto szczyciło się takim statusem. Kąpiele błotne, borowinowe, kwasowęglowe, w wywarze z igieł sosnowych, kuracje kefirowe, wody mineralne.
„- Ale to już było…” – w głośniku przyśpiewuje mi Maryla Rodowicz. „- Jest szansa na to, że powróci” – w tym celu powstał zespół ds. przywrócenia miastu funkcji uzdrowiskowej. Czy to się uda?
Oby dobrą wróżbą była książeczka pani Danuty Kamińskiej „Marzy nam się Uzdrowisko. O Trzebnicy – mieście z bajki.”
Dobrze mi znane, choć tyle fascynujących zaułków jest w nim jeszcze do odkrycia.
A ilu już nie ma, a były…
Z ludźmi, z którymi mogłabym konie kraść, choć przywłaszczać sobie cudzej własności wcale nie zamierzam.
A ilu jeszcze nie znam…
Z kufrem pięknych wspomnień, którego wieko ledwie się już domyka – a jeszcze (mam nadzieję) tyle przede mną.
Choć i mniej przyjemne doświadczenia też kleją się do wytartej podeszwy pamięci…
Z cudnymi wschodami słońca, dniami wypełnionymi miłością i nadzieją, zmierzchem oklapłym ze zmęczenia, jak padnięty kwiat.
Trzebnica.
Miasto jak z bajki. A w bajkach przecież różnie bywa. W życiu również.
Marzy (nam) się uzdrowisko. Niegdyś miasto szczyciło się takim statusem. Kąpiele błotne, borowinowe, kwasowęglowe, w wywarze z igieł sosnowych, kuracje kefirowe, wody mineralne.
„- Ale to już było…” – w głośniku przyśpiewuje mi Maryla Rodowicz. „- Jest szansa na to, że powróci” – w tym celu powstał zespół ds. przywrócenia miastu funkcji uzdrowiskowej. Czy to się uda?
Oby dobrą wróżbą była książeczka pani Danuty Kamińskiej „Marzy nam się Uzdrowisko. O Trzebnicy – mieście z bajki.”
W Urzędzie Miejskim odbyło się spotkanie autorskie, a
następnie miała miejsce wystawa grafik
Marty Mroczek (grafiki te stanowią ilustracje do książeczki) oraz obrazów
malarki, Ewy Mroczek.
Nie jestem biegła w różnorodności stylów i kierunków malarskich. Aby sztuka do mnie przemawiała, musimy znaleźć wspólny język. Czasem ja staram się zrozumieć mowę środków przekazu, czasami one jakimś sobie tylko znanym sposobem trafiają wprost do mego wnętrza. Tym razem pomostem łączącym nasze wspólne potrzeby i pragnienia była tematyka – tak bliska mi, jak miasto, w którym mieszkam, które we mnie mieszka i które rozlało się wdzięcznie na prezentowanych płótnach.
Obrazy pani Ewy to Trzebnica ubrana w brązy i zielenie, zatrzymana w biegu pędzla kolorystyka nieba okrywającego nasze osiedla, polska złota jesień odbijająca się od majestatycznych, zabytkowych budowli, najurokliwsze zakątki naszego grodu. Wszystko trzymane w stabilnych i masywnych ramionach drewnianych ram.
Grafiki Marty są nieco inne. Tak wyraziście naturalne i przejmująco skromne. Przemawiają stanowczością kreski. Kryje się w nich zdecydowanie i miłość do rodzimych pejzaży. W tej bezpretensjonalności, niewymuszonej swobodzie i wyrafinowanej prostocie podana jest na tacy kwintesencja piękna. Często jest tak, że szukamy ideału w czymś odległym, nieosiągalnym - a ono jest zupełnie blisko nas, na wyciągnięcie zmysłów. Wystarczy przestać gonić złudzenia i otworzyć oczy oraz serce, tutaj i teraz. Tak jak uczyniła to Marta – nad trzebnickimi stawami, w lesie bukowym, w środku miasta.
Nie jestem biegła w różnorodności stylów i kierunków malarskich. Aby sztuka do mnie przemawiała, musimy znaleźć wspólny język. Czasem ja staram się zrozumieć mowę środków przekazu, czasami one jakimś sobie tylko znanym sposobem trafiają wprost do mego wnętrza. Tym razem pomostem łączącym nasze wspólne potrzeby i pragnienia była tematyka – tak bliska mi, jak miasto, w którym mieszkam, które we mnie mieszka i które rozlało się wdzięcznie na prezentowanych płótnach.
Obrazy pani Ewy to Trzebnica ubrana w brązy i zielenie, zatrzymana w biegu pędzla kolorystyka nieba okrywającego nasze osiedla, polska złota jesień odbijająca się od majestatycznych, zabytkowych budowli, najurokliwsze zakątki naszego grodu. Wszystko trzymane w stabilnych i masywnych ramionach drewnianych ram.
Grafiki Marty są nieco inne. Tak wyraziście naturalne i przejmująco skromne. Przemawiają stanowczością kreski. Kryje się w nich zdecydowanie i miłość do rodzimych pejzaży. W tej bezpretensjonalności, niewymuszonej swobodzie i wyrafinowanej prostocie podana jest na tacy kwintesencja piękna. Często jest tak, że szukamy ideału w czymś odległym, nieosiągalnym - a ono jest zupełnie blisko nas, na wyciągnięcie zmysłów. Wystarczy przestać gonić złudzenia i otworzyć oczy oraz serce, tutaj i teraz. Tak jak uczyniła to Marta – nad trzebnickimi stawami, w lesie bukowym, w środku miasta.
Rozejrzyjcie się, proszę – pięknie, prawda? Wcale nie
trzeba ubarwiać rzeczywistości – wystarczy przyjąć do siebie taką, jaką ona jest,
a wtedy – podobnie jak miłość – jakimś cudownym sposobem ona staje się lepsza.
Warto było obejrzeć wystawę prac trzech - wspaniale uzupełniających się –
zaprzyjaźnionych artystek. Zaprzyjaźnionych ze sobą, i zaprzyjaźnionych z
naszym miastem. Z przyjaźni rodzą się entuzjastyczne owoce. Czuję się nasycona. I zaszczycona tym, że mogłam w tym uczestniczyć.
Jest takie miasto. Trzebnica. Z bajki, czy też nie – bliskie
mi, lube, ukochane…