27.11.2014

Otwarcie wystawy. Przeżyłam!

Dziękuję za ten plakat pracownikom Starostwa Powiatowego.

Przeżyłam. Nogi miałam jak z waty, trzęsły mi się kolana, waliło serducho, drżał głos, pociły dłonie i minę ponoć miałam, jakbym chciała wybuchnąć płaczem – ale żyję, to najważniejsze. Nie zeszłam z tego świata, więc mogę pisać dalej. Już po, zatem zdecydowanie łatwiej.

Rano myślałam, że może rozchoruję się, porwą mnie po drodze kosmici, albo wpadnę w wiadro z farbą niewidką – ale nic takiego się nie stało. Musiałam więc podołać sytuacji. Przecież nie stchórzę, co to - to nie!

Znacznie łatwiej ukryć się za ekranem monitora i w ten sposób „kontaktować się” z Odbiorcami. Szacunek dla wszystkich tych, którzy z taką lekkością „idą na żywioł” i płyną myślą, dryfują słowem tak „twarzą w twarz”. Ja tego nie potrafię.

Na spotkaniu padło wiele dobrych, pozytywnych, ciepłych słów. Zawstydzały mnie one, ale jednocześnie podbudowywały, dodawały otuchy, wiary w siebie. Zawsze to nowe doświadczenie i życiowa lekcja. Myślę, że położę to wspomnienie na półeczce obok kącika, gdzie mieszka pokora – dobrze, by sobie porozmawiały na osobności, nie będę im przeszkadzała.

Cieszę się na te oznaki, że podoba się Państwu moja – tfu, tfu… „twórczość”, miło to słyszeć, naprawdę, to autentyczna zachęta do tego, by powoli, ostrożnie, nieśmiało wypełznąć z cienia. Tylko wypełznąć i rozpłaszczyć się w słonku jedynie – to próżność. Pozwólcie więc, że czasem pojawię się, czasem zniknę, taką już mam naturę włóczykija, lubię być w drodze. Całe nasze życie to podróż. Dziękuję za to, że przez ten króciutki odcinek drogi towarzyszyliście mi, że przecięły się wstęgi naszych dróżek, że mogłam pokazać Wam kawałek mojego świata i tak wiele nauczyłam się od Was.

A nauczyłam się (między innymi), że czasem warto wychylić głowę ze swojej skorupy, choćby wydawała się bezpiecznym schronieniem – taki ładny z niej widok. Świat nie gryzie. Ewentualnie połyka w całości – i rozpościera przed nami wówczas pejzaż całkiem nowych możliwości.

Wiecie za co jeszcze jestem niesłychanie wdzięczna? Za to, że spotkanie to zgromadziło w jednej sali ludzi z różnych środowisk (a których jednako cenię i szanuję), czasem występujących po różnych stronach barykady. Bardzo, bardzo mnie to podbudowało. Ja zwykle omijam barykady, bo są zupełnie nie w moim stylu – wolę cieszyć się życiem, miast tracić czas na waśnie. Czasem wdrapuję się na nie i nadziwić się nie mogę, co też ludzie tam robią i po co to czynią? Ale nie oceniam i nie staram się też tego wszystkiego zrozumieć, by przypadkiem wszystko nie stało się dla mnie niezrozumiałe. No i teraz – wracając do tematu – tak bardzo się ucieszyłam, bo może właśnie kopnęłam niechcący jakiś kamyczek i on ukruszy te zbędne mury? Kultura i – szeroko pojęta - sztuka powinny być ponad wszelkimi podziałami, takimi karmię się zbożnymi życzeniami…

Dziękuję za te chwile szczerego wzruszenia.


Jeśli ktoś nie mógł pojawić się w PODM-P (dawne pomieszczenia SP2, I piętro) 26 listopada, a chciałby obejrzeć zgromadzone tam prace, zapraszam w godzinach pracy Ośrodka (od 10.00 do 17.00 od poniedziałku do piątku oraz w pierwszą sobotę miesiąca w godz. od 10.00 do 13.00) – jakoś tak do końca grudnia będzie okazja. Zachęcam również do odkrywania Trzebnicy wciąż na nowo – ona naprawdę nieustannie zmienia szaty, bezustannie czymś zaskakuje, trzeba tylko zdjąć z nosa symboliczne okulary, które wymuszają na nas „standardowe” spojrzenie. Zrzućmy okowy przyzwyczajeń - i każdy dzień staje się przygodą! Ahoj!


fot. Igor D.








21.11.2014

O sobie najtrudniej...

Dziękuję za ten plakat pracownikom PODM-P w Trzebnicy.
Dawno nie czułam się tak stremowana i skrępowana. Niby nic wielkiego, robię to na co dzień. Pstryk, pstryk, klik, klik – i jest materiał na bloga. Jednego. Drugiego. Czasem - poproszona, zachęcona, zmotywowana lub po prostu chętna, zainspirowana – udzielę się tam i tu. Jakaś publikacja, akcja charytatywna, recenzja, relacja, wierszowany komentarz, mniejszy czy większy konkurs. Chleb powszedni – i to raczej z przypadku, nie z wyboru, ja planowałam inaczej. Jakoś tak wyszło, samo.

I teraz – niby nic wielkiego, wyjście z tym co przecież jest na blogu, na Facebooku, w wirtualnym świecie, w realną przestrzeń naszego miasta. A tyle z tym wiąże się stresu. Zdecydowanie wolę znajdować się po tej drugiej stronie – łatwiej jest być obserwatorem tudzież komentatorem niż osobą na celowniku.

Kiedy – Pani Cecylia i Pan Sebastian (dziękuję Państwu!) – zwrócili się do mnie z propozycją wystawy związanej z regionalizmem, zareagowałam: Ja?! Gdzieżby! Przecież w regionie jest tylu doskonalszych ode mnie w tej dziedzinie! Ja nie mam pojęcia o profesjonalnym fotografowaniu, brak mi wiedzy, w moich zdjęciach doszukać można się zapewne dziesiątek (jeśli tylko!) spraw, do których znawca tematu mógłby się "przyczepić", nie mam nawet odpowiedniego sprzętu. Totalna amatorka. Targała mną mnogość wątpliwości, oporów, obiekcji.

Z biegiem rozmowy jednak coraz mocniej zaczynałam wierzyć w przedsięwzięcie i siebie. No tak, zdecydowanie lubię, cenię i szanuję swoją małą Ojczyznę, to prawda. Moja „twórczość” (słowo stanowczo  zbyt duże w stosunku do tego, co czynię) w dużej mierze wiąże się z regionalizmem, umiłowaniem skrawka ziemi na którym przyszło mi urodzić się, dorastać, przeżywać pierwsze sukcesy czy pierwsze i kolejne rozczarowania. Niezależnie od wszystkiego ciągle będę to robić – bez względu na to czy to jest dobre czy nie – bo to lubię, pasjonuje mnie to, czerpię z tego przyjemność, satysfakcję, w jakiś sposób jest to swoisty wentyl bezpieczeństwa, odskocznia, odreagowanie i spełnienie. No więc – czemu nie? Może bez perfekcjonizmu technicznego, ale z sercem i duszą...

Nie oczekujcie Państwo zatem wielkiej sztuki ani wielkiej literatury. Takich przez duże S czy duże L. Nic z tych rzeczy. Moim celem jest raczej ukazanie naszego malowniczego zakątka tak, jak ja go widzę (może niedoskonale). A ja lubię czasem przystanąć, rozejrzeć się, zadumać, zachwycić, nawet wygłupić w tym umiłowaniu prostoty i drobiazgów. Lubię zachłysnąć się zimnym, rześkim powietrzem. Poczuć chłód kropli rosy. Policzyć kropki na czerwoniutkiej biedronce. Chłonąć całą sobą zieleń, brązy, zapachy, dźwięki i pejzaże. Lubię cieszyć się odbiciem księżyca w nocnej toni stawu, bawić się z mgłą w chowanego pośród leśnych duktów i zakamarków oraz spoglądać na senne miasto i majestatyczną bazylikę ze szczytu Winnej Góry.

Być może też to lubicie, ale nie macie czasu, by uskuteczniać tę afirmację? A może jeszcze nie wiecie, że lubicie, albowiem do tej pory nie zauważaliście takich niuansów, które de facto dają nam wiele radości i energii? Spróbujcie kiedyś popatrzeć na codziennie przemierzaną ścieżkę z zupełnie innej perspektywy – z poziomu zadziwionego dziecka, barwnego motyla na tulipanie czy muzykalnego pasikonika, wygrywającego etiudy w filharmonii zielonych traw. Przespacerujcie się za miasto – tam, pośród wzgórz, sadów, pól, kryją się prawdziwe, boskie arcydzieła.


Zbyt często w pędzie codziennego dnia umyka nam piękno tego, co najbliżej nas. I właściwie tylko to jedno zdanie chciałam Wam powiedzieć.

*******************************************************
Zapraszam serdecznie na wystawę "Trzebnica - Ojczyzna Duszy Mojej" (w ramach projektu Tożsamość Dolnoślązaka - Unia Wielu Kultur), która odbędzie się w Powiatowym Ośrodku Doradztwa Metodyczno-Programowego w Trzebnicy (szczegóły na załączonym plakacie).

Rzekłabym: Oczyma trzebniczANKI. Trzebnicki pejzaż w kadrze i słowie.




20.11.2014

Stanisław Sołowiew - koncert dla młodzieży

Artykuł powstał dla Starostwa Powiatowego w Trzebnicy

Za nami kolejna porcja dobrej, szlachetnej muzyki, wyrafinowanej elegancji, klasycznego kunsztu, ale i treningu skupienia, uważności i dyscypliny – tym bowiem są organizowane (niezmiennie od wielu już lat) koncerty umuzykalniające dla młodzieży. Są to też piękne i ulotne chwile, gdy pianiści-kompozytorzy malują dla nas dźwiękami, barwy i tony składają płynnie w poetyckie wersy, ofiarowują słuchaczom kolorowe bukiety brzmień, z których sypią się płatki emocji i które przywdziewają welon ze świetlistych kropel rosy i łez wzruszeń.

Dzisiaj instrument zaklinał dla nas artysta z samego Sankt Petersburga, pedagog, który „wirtuozowski temperament w sposób bardzo naturalny łączy z kontemplacją kameralisty” – Stanisław Sołowiew.

Kiedy grał, cisza spijała nektar rozkoszy z ust królewskiej muzyki. Z pucharu brzmienia rozlewała się w stronę publiczności strużka słodyczy, błogostanu i szczęśliwości.

Uniwersalizm muzyki klasycznej polega na tym, że niezależnie od tego, co było inspiracją dla kompozytora – każdy ze słuchaczy może wykorzystać tę muzykę jako tło pod własne emocje. W każdym wzbudza ona jakieś odczucia, nie pozostaje się na nią obojętnym. U jednych pociera delikatnie i subtelnie struny nostalgii, u innych budzi wspomnienia, skojarzenia z ważnymi ludźmi, momentami, jeszcze następnych skłania do zadumy czy pobudza do działania. Każdy może uszczknąć z niej to, czego akuratnie pragnie, potrzebuje, poszukuje…

W dzisiejszym programie znalazły się utwory: Siergieja Rachmaninowa, Franza Schuberta, Piotra Czajkowskiego, Fryderyka Chopina i Ferenca Liszta. Były więc poświaty skupienia, tęsknicy, zamaszystej melancholii, ale i rejony śmiechu, dobrej zabawy, skocznych rytmów. Podczas „listopadowej trojki” czekała nas sanna, ze srebrzystą mową rozbrzęczanych dzwoneczków. W innych dziełach nie zabrakło też wizji dystyngowanych, wdzięcznych, pełnych gracji i powabu tancerzy. Był płynny, melodyjny polonez, wirtuozerski, niczym wyjęty z kadru wielkiej, renomowanej sali koncertowej – z całą tą specyfiką poklasku, magii i uroku. Była też rapsodia węgierska – poemat o czardaszu; oczyma wyobraźni widzieć można było klimatyczną, zadymioną karczmę, a w niej rozkręcającą się zabawę, najpierw nieśmiałą, z czasem nabierającą rumieńców, przytupu i wigoru. Temperamentni Cyganie rozpoczęli popisy taneczne – ej, działo się, działo! Ciekawam bardzo, czy w głowie każdego z uczestników koncertu pojawiały się tak różnorodne wyobrażenia?

Dziękujemy artyście za podsycenie naszej wyobraźni, podarowanie nam niezapomnianych wrażeń i utulenie naszych skołatanych codziennością zmysłów. Profesorowi dziękujemy za kolejne lekcje; aż szkoda, że nie są one uwieczniane jako zapis cyfrowy – mogłyby służyć w celach dydaktycznych szerszemu gronu odbiorców.