Trzebnica wciąż zaskakuje: wzrasta, pięknieje, talenty mnożą się u nas jak grzyby po deszczu. I to nie byle jakie: prawdziwki wyborne, zdrowe, nie robaczywe.
Niedawno (w serwisie YouTube) swą premierę miał utwór Droga, promujący debiutancką płytę duetu Justyna Mandryga & Miłosz Łapiński (nagranie było nagrodą na XIV Salwatoriańskim Festiwalu Piosenki Religijnej, Trzebnica 2012). Słowa, muzyka i wykonanie – Miłosz Łapiński.
Weszłam na tę Drogę. Zaczęłam krążyć ścieżką (dźwiękową) i zupełnie nie przeszkadzało mi to, iż zapętliłam się. Wędrowałam szlakiem urzekającej prostoty rytmu, pięknego brzmienia, pokory, skromności i prostolinijności. Urocze pejzaże. Niespełna cztery minuty kompozycji, a tyle w niej ukrytych drogowskazów. Polecam wsłuchać się, zaprawdę.
Mnie ujęło kilka aspektów. W warstwie tekstowej (zatem i światopoglądowej): uśmiech, wiatr, krzyży las, niezłomność, niebanalny charakter, indywidualizm, szczerość. To przymioty na pozór pospolite i nieskomplikowane, a jednak dziw bierze, że są dziś na wymarciu. Autor jest młodym człowiekiem, więc taka dojrzałość (artystyczna i mentalna) tym mocniej cieszy.
Wielka siła emocjonalności tkwi także w aranżu i skąpym instrumentarium. Wykrzesano z tego ile się dało. Bardzo ciekawy zamysł, doskonałe wykonanie. Rozbudowane intro jest wyborną przystawką, przedsmakiem tego, co nas czeka. Zawiera jakąś obietnicę i wypełnia ją fascynującą treścią. Wciąga, zastanawia. Potem jest jeszcze lepiej. Z całością wspaniale komponuje się ładny, ciepły, intrygujący głos Miłosza (podobają mi się zwłaszcza doły, takie lekko charczące, ścierające – niczym pumeks – wszystkie tandetne zaszłości ciążące za uszami, po dniu spędzonym w marketach, komunikacji miejskiej i wszędzie tam, gdzie wokół unosi się radiowa papka).
Chciałoby się zapytać: „quo vadis, Miłoszu?”, ale pytania są zbędne. Słychać, że w dobrym kierunku.
Wsiąkłam w tę Drogę na dobre. Od kilku dni towarzyszy mi nieustannie. Zamieszkała w moich słuchawkach, a ja z radością ją tutaj goszczę. Ostatnio poszłyśmy razem na spacer: ja i Droga (zapętlona poprzez repeat). Trzebnickimi zakamarkami dotarłyśmy do Lasu Bukowego. Przemierzałyśmy zabłocone ścieżki – zaniedbanej nieco – kalwarii. Pod nogami rozmokły, brzydki, przyklejający się do butów marzec. Poprzez rozłożyste korony drzew przesiąkały jasne smugi światła, jakby zachęcając do pielęgnowania nadziei, że wiosna – choć spóźniona – wkrótce rozpromienieje. W uszach pulsowały mi gitarowe bicia: „Trzy drogi – wiatr, trzy drogi – świat, trzy drogi las – krzyży las…”
Każdy z nas inną drogą zmierza ku celom. Niemniej wspólnym mianownikiem są znajdujące się tam zarówno pokusy, trudne wybory, kompromisy, porażki, jak i sukcesy. Życie często weryfikuje nasze plany, zamierzenia, marzenia, ambicje. Czasem zbaczamy z obranego kursu: a to kompas szwankuje, niekiedy wpadamy w dół, gubimy prawdziwość, plamimy sumienie… Warto jednak pielęgnować w sobie uważność i świadomie kroczyć egzystencjalnymi labiryntami.
Takie to myśli kołatały we mnie, gdy wędrowałam krzyżową drogą trzebnickiego Lasu Bukowego, słuchając refleksyjnej, skłaniającej do przemyśleń (w sam raz na okres wielkopostny) Drogi Miłosza Łapińskiego. Lubię muzykę, która nie tylko raduje zmysły, ale i karmi duszę pożywną strawą. Dźwiękowa pigułka przypomnienia i roztropności. Dziękuję za nią.