31.08.2014

Inauguracja XXI Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej

Artykuł powstał dla Starostwa Powiatowego w Trzebnicy.

XXI Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej uważa się za otwarty…


30 sierpnia 2014 roku, w godzinach wieczornych, w trzebnickiej Bazylice p.w. św. Jadwigi Śl., nastąpiła inauguracja tego ważnego – nie tylko na mapie kulturalnej powiatu trzebnickiego – przedsięwzięcia.

Koncert, podczas którego mogliśmy usłyszeć wykonanie utworu Stabat Mater (A. Vivaldi, G. B. Pergolesi) odbył się pod patronatem Starosty Trzebnickiego Roberta Adacha. Pieczę kierownictwa artystycznego nad całością sprawował Radosław Żukowski, dyrygentem był Grzegorz Brajner, a występowali przed Państwem: Magda Bigoś (sopran), Marta Mokrzycka-Myrlak (alt) oraz Orkiestra Instrumentów Historycznych RISONANZA.

Patronat regionalny nad festiwalem objął Poseł na Sejm Rzeczpospolitej Polskiej Marek Łapiński, zaś patronat honorowy – Marszałek Województwa Dolnośląskiego Cezary Przybylski i Arcybiskup Metropolita Wrocławski JE ks. Józef Kupny.

W słowie wstępnym wygłoszonym przez Starostę Roberta Adacha padło ważne pytanie o zasadność takich koncertów. Co daje FMKiO lokalnemu społeczeństwu? Przede wszystkim skłania nas do refleksji i daje możliwość obcowania z własną wrażliwością, porusza ludzkie emocje, uczy jak je pielęgnować i nazywać. To bardzo ważne, zwłaszcza, iż obecnie mamy do czynienia z duchową pauperyzacją i kryzysem wartości. W obliczu trudnych, strasznych i przykrych wydarzeń, które dzieją się tak blisko nas, ważne jest, by „w człowieku nie było coraz mniej człowieka”, byśmy nie odwracali głowy, widząc ludzkie cierpienie, byśmy nie pozwolili swoim sercom zmienić się w zimny głaz, zobojętnieć – bo przecież żal, troska i niezgoda na taki stan rzeczy, pomnożone przez wartość konkretnych działań, to akuratnie najwłaściwsze odruchy człowiecze.

Tak więc inspirująca kompozycja Stabat Mater jak najbardziej wpisała się w nurt codziennych rozważań. Motyw matki bolejącej nad śmiercią ukochanego dziecka nabrał cech głęboko humanistycznych, a także uniwersalnych. Spod roztańczonych rąk dyrygenta rozlewały się kaskady muzyki (przez duże M właściwie), z wnętrza instrumentów dźwięcznie wypływały emocje. Smyczki pląsały wdzięcznie po strunach, aż wokół sypały się skry wzruszeń, uniesień oraz... przepełnionych zgryzotą lamentów. Tak brzmi cierpienie – można by rzec. Cierpienie, które prócz bólu i lęku, przynosi nam również swego rodzaju doświadczenie, swoistą wiedzę – często, przed tym martyrologicznym aktem, niedostępną dla nas samych. Mówi się, że cierpienie krystalizuje i uszlachetnia, że niejednokrotnie ma głębsze dno – niosące jakieś przesłanie, naukę. Jest w tym sens – ono nie musi być bezwartościowe i bezowocne. Czasem trzeba po prostu umieć przedrzeć się przez mglistą zasłonę zgorzkniałej żałoby – za nią kryje się jądro, ekspiacyjny owoc o kilku smakach – z wierzchu cierpki, dopiero im głębiej, tym intensywniej czuć słodycz. Jego pestki, zasadzone w żyznej glebie – potrafią dać dobry plon. Należy jedynie umieć odsiać ziarna od plew, wyłuskać morał. Bo kolejnym stopniem po cierpieniu, które rwie duszę, kąsa, zajadle wciska się w każdy skrawek ciała i umysłu – zwykle jest nadzieja…

To wszystko można było poczuć podczas sobotniego koncertu, którego celem było właśnie dotarcie do najgłębiej położonych pokładów ludzkich emocji. Muzyka potrafi tę sztukę jak nic innego. Potrafi przełamać barierę apatii, przebić się przez mur marazmu i pokruszyć w proch kajdany bierności. Umie wedrzeć się dźwięcznym szturmem w krainę zobojętnienia i z hukiem zbić zwierciadło letargu. Bo dopiero wówczas człowiek może w pełni godnie spojrzeć w lustro człowieczeństwa, gdy pozwala sobie na przeżywanie pełnej gamy ludzkich odczuć: od lęku po ufność, od niechęci po miłość szczerszą niż najczystsze złoto. Wtenczas, gdy nie tłumi w sobie uczuć, nie boi się spojrzeć w oczy swoim chwilowym słabościom, by za czas jakiś odważnie brać je za rogi, osiągać szczyty, z nadzieją wyrytą w sercu. Tym właśnie jest pełnia człowieczeństwa – drogą naszpikowaną wyrzeczeniami i radością, potykaniem się i wstawaniem, przyzwoleniem na łączenie w sobie przeciwieństw, nieustanną wędrówką, pracą, odpoczynkiem, modlitwą codziennych działań. Wszak to, co widzą nasze oczy, co słyszą nasze uszy, co czynią nasze ręce, do czego dążymy każdego dnia, co mamy w posiadaniu – to ledwie ułamek tego, co naprawdę w życiu się liczy, co ma wartość, istotę, co nadaje sens i kierunek, co spaja nas – niezwykłym zaprawdę spoiwem – z transcendentalnym absolutem.

Pozwalajmy sobie częściej na chwile takie jak choćby ta, kiedy piękna muzyka wypełnia nas bez reszty, pozwalając krążyć cząsteczkom jakiejś nieopisanej siły w naszych żyłach, w naszych przewodach słuchowych, pośród meandrów naszych uczuć i emocji. Emocji, których zdecydowanie nazbyt często nie dopuszczamy do głosu, bo „nie wypada” czy też „to niepożądane”, a potem w taki niewyszukany sposób zwyczajnie zatracamy kontakt z samym sobą. Nie wstydźmy się własnych wzruszeń, nie pozwalajmy sobie wmówić, że wrażliwość to jeden z synonimów słabości. W tak zautomatyzowanym świecie to może być wielką siłą, trzeba tylko umiejętnie z tego korzystać.

A teraz dość już tych rozważań, pora by zaprosić Państwa na kolejne spotkania w ramach Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej (szczegóły na stronie internetowej, na profilu Facebook i w broszurach informacyjnych). Tutaj, podczas niepowtarzalnych koncertów, macie Państwo realną szansę kształtować w sobie dobre nawyki, wrażliwość i – wraz z innymi koneserami „kultury wysokiej” – skupiać się na pozytywnych wartościach i przesłaniach. Polecamy tę formę odskoczni od codziennych trudów i trosk.



17.08.2014

Schronisko "Dworek" w Kuraszkowie

Tekst powstał dla Starostwa Powiatowego w Trzebnicy:
http://www.powiat.trzebnica.pl/index.php/news/view/843

Jest w powiecie trzebnickim pewne niezwykłe miejsce. Właściwie niezwykłych miejsc jest tu więcej, ale to jest miejsce szczególne – raz, że urokliwie położone, dwa, że przesycone niepojętym ciepłem i życzliwą atmosferą, a trzy, że wielu z nas w tym miejscu było… Po to, by odpocząć i zintegrować się. Wiecie już o jakim miejscu mowa?


Schronisko „Dworek” w Kuraszkowie. Rokrocznie przyjmuje wiele grup dzieci i młodzieży, a także turystów indywidualnych. Szacuje się, że średnio gości tam ok. 4 tys. podróżnych rocznie (z czego zdecydowaną większość stanowią wycieczki szkolne, zwłaszcza w okresie od września do końca października i od kwietnia aż do zakończenia roku szkolnego).

Kiedy planowałam napisać kilka słów o tym miejscu, w głowie ułożyłam sobie plan pytań – krótki wywiad. Szybko okazało się jednak, że „krótki wywiad” przerodzi się w wielogodzinną opowieść, w której dawne dzieje płynnie przeplatać się będą z troskami i radościami codzienności, w której aż wrze od pasji, miłości, umiejętności wyławiania z życia drobnych ziaren szczęścia. Trudno oddać klimat tego miejsca, to trzeba samemu doświadczyć.

Gospodarze obiektu (myślę, że mogę tak nazwać Państwa Baszniaków, pomimo iż obiekt podlega pod Starostwo Powiatowe w Trzebnicy, a "dyrektorowanie" oddali już w ręce młodszego pokolenia), mieszkający w budynku schroniska, okazali się wspaniałymi, ciepłymi, wrażliwymi, otwartymi ludźmi. Takimi, u których – już na pierwszy rzut oka – serce widać na dłoni. Zresztą sam fakt, że swoje życie zawodowe poświęcili dzieciom – mówi właściwie za siebie. Są instruktorami ZHP, pracowali przez wiele lat z dziećmi niepełnosprawnymi w szkole specjalnej przy sanatorium. Wiele pokoleń dzieciaków zawdzięcza im piękne wspomnienia. Nie od parady w końcu Panu Januszowi przyznany został Order Uśmiechu! Nie są im obce potrzeby, pragnienia i marzenia dzieci – również tych specjalnej troski.

Każdy więc czuje się w Dworku jak u siebie. Jest świetlica, biblioteczka krajoznawcza, jadalnia, kuchnia samoobsługowa, sanitariaty, podjazd i winda dla osób niepełnosprawnych; pokoje z łóżkami piętrowymi oraz jeden pokój dwuosobowy, z łazienką o podwyższonym standardzie, zmodernizowany całkiem niedawno dzięki środkom unijnym.

Oczywiście nie zawsze wyglądało tu tak jak teraz. Po wojnie była tam szkoła podstawowa, w latach siedemdziesiątych przyszła reforma szkolnictwa i wprowadzono zbiorcze szkoły gminne – zlikwidowano zatem szkołę w Kuraszkowie i zbędny odtąd budynek zaczął zwyczajnie niszczeć. Na szczęście postanowiono coś z tym faktem zrobić i rozpoczął się remont – od 1976 roku funkcjonować zaczęło schronisko. Oficjalnie, bowiem nieoficjalnie pierwsza grupa stacjonowała tam już w 1975 roku. Sam budynek natomiast ma 116 lat (1898 r. – taką datę znaleziono na strychu gmachu). Państwo Baszniakowie są związani z tym miejscem zatem od prawie 40 lat. Można powiedzieć, że są sercem i historią tego miejsca, że Dworek to właśnie Oni.

Początkowo wyposażenie było niezwykle skromne, gościom wystarczyć musiały kanadyjki-łóżka polowe, z czasem starano się podnosić standard świadczonych usług i doposażać, w miarę potrzeb oraz w stopniu w jakim pozwalały na to finanse. Ostatnia modernizacja (m. in. systemu grzewczego) miała miejsce w roku 2010, a jej realizatorem był Powiat Trzebnicki. Całkowita wartość inwestycji wynosiła 341 044,03 zł, z czego 238 696,72 zł finansowane było ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, pozostałe zaś koszty pokrywał Powiat. Wiadomo jednak, że takie miejsce potrzebuje nieustannego wkładu…

Na terenie schroniska znajduje się wszystko, co potrzebne, by umilić czas odwiedzającej je młodzieży. Jest więc obszerny i piękny teren do gier i zabaw, boisko do siatkówki, ławy i stoliki do odpoczynku i spożywania posiłków, miejsce na ognisko (szczególnie urocze, gdy nadchodzi bajeczny i malowniczy zachód słońca), parking, ścieżka zmysłów Króla Kuraszka, pomnik przyrody - dąb trójniak (ostatnio niestety uszkodzony), bujna roślinność oraz ekspozycja rzeźb plenerowych. Z tymi rzeźbami jest o tyle ciekawa sytuacja, że to jeden z gości zainspirował się cudnym otoczeniem, poprosił o kredę i piłę i zapoczątkował tę galerię, która następnie zaczęła rozrastać się i wciągać w tę pasję kolejne osoby (włącznie z właścicielem).

Jest to wspaniała baza wypadowa na wycieczki turystyczno-krajoznawcze w bliższą i dalszą okolicę, z wykorzystaniem szlaków pieszych i rowerowych. Najwyższe wzniesienie w okolicy – góra Gnieździec  (226 m n.p.m.) – jest znakomitym tarasem widokowym i słynie ze spotkań paralotniarzy, którzy doceniają i chwalą panujące tu warunki aerodynamiczne. Wart obejrzenia jest również wąwóz lessowy o stromych ścianach. Z kolei na okolicznych polach bez większego trudu spotkać można dzikie zwierzęta. Czyż to nie wymarzone miejsce na odpoczynek?

W samej wsi funkcjonuje Klub Rolnika, prężnie działa Stowarzyszenie Przyjaciół Kuraszkowa „Lipowa Dolina”, wytwarzane są smaczne produkty lokalne (pierogi z soczewicą, kluski żelazne, nalewka „Dębowa”, ciasto historyczne (mazurek), ciasta i desery z jabłek, nalewka orzechówka), do tańca przyśpiewują trzypokoleniowe, zjawiskowe Malwy, a dzieci i młodzież hasają na boisku, placu zabaw i ścieżce zmysłów. Funkcjonują również Wyprawy Odkrywców, a Kuraszków „dębami stoi” – najważniejszy i najsłynniejszy jest oczywiście dąb „Napoleoński”, dumnie prężący swą okazałą pierś tuż przy głównej ulicy. W zimie do zjazdów na nartach i sankach doskonale nadają się okoliczne wzniesienia.

W tym roku kolejny już raz w kuraszkowskim schronisku gościliśmy dzieci i młodzież z Ukrainy. Kolonia była doskonale zorganizowana i przyniosła wiele frajdy, wytchnienia i radości naszym miłym gościom. To bardzo ważne, zwłaszcza w obliczu obecnych - trudnych i przykrych – wydarzeń.

A jako że wrzesień już tuż, tuż – zapraszamy wszystkich chętnych do spędzenia czasu w tym niezwykłym miejscu. Można wykorzystać na tę sposobność resztkę wakacji, a kto nie zdąży – polska złota jesień chętnie przywita Państwa w magicznym Dworku. Zachęcamy szkoły do skorzystania z naszej oferty – proponujemy wycieczki integracyjne pod hasłem „Pierwsza noc bez mamy” oraz „Poznajmy się” (szczegóły na stronie internetowej http://www.kuraszkow.pl/).

Dworek zaprasza!