Artykuł powstał dla Starostwa Powiatowego w Trzebnicy.
30 sierpnia
2014 roku, w godzinach wieczornych, w trzebnickiej Bazylice p.w. św. Jadwigi
Śl., nastąpiła inauguracja tego ważnego – nie tylko na mapie kulturalnej
powiatu trzebnickiego – przedsięwzięcia.
Koncert,
podczas którego mogliśmy usłyszeć wykonanie utworu Stabat Mater (A. Vivaldi, G.
B. Pergolesi) odbył się pod patronatem Starosty Trzebnickiego Roberta Adacha.
Pieczę kierownictwa artystycznego nad całością sprawował Radosław Żukowski,
dyrygentem był Grzegorz Brajner, a występowali przed Państwem: Magda Bigoś
(sopran), Marta Mokrzycka-Myrlak (alt) oraz Orkiestra Instrumentów
Historycznych RISONANZA.
Patronat regionalny
nad festiwalem objął Poseł na Sejm Rzeczpospolitej Polskiej Marek Łapiński, zaś
patronat honorowy – Marszałek Województwa Dolnośląskiego Cezary Przybylski i
Arcybiskup Metropolita Wrocławski JE ks. Józef Kupny.
W słowie
wstępnym wygłoszonym przez Starostę Roberta Adacha padło ważne pytanie o
zasadność takich koncertów. Co daje FMKiO lokalnemu społeczeństwu? Przede
wszystkim skłania nas do refleksji i daje możliwość obcowania z własną
wrażliwością, porusza ludzkie emocje, uczy jak je pielęgnować i nazywać. To bardzo
ważne, zwłaszcza, iż obecnie mamy do czynienia z duchową pauperyzacją i
kryzysem wartości. W obliczu trudnych, strasznych i przykrych wydarzeń, które
dzieją się tak blisko nas, ważne jest, by „w człowieku nie było coraz mniej
człowieka”, byśmy nie odwracali głowy, widząc ludzkie cierpienie, byśmy nie
pozwolili swoim sercom zmienić się w zimny głaz, zobojętnieć – bo przecież żal,
troska i niezgoda na taki stan rzeczy, pomnożone przez wartość konkretnych
działań, to akuratnie najwłaściwsze odruchy człowiecze.
Tak więc inspirująca
kompozycja Stabat Mater jak najbardziej wpisała się w nurt codziennych
rozważań. Motyw matki bolejącej nad śmiercią ukochanego dziecka nabrał cech
głęboko humanistycznych, a także uniwersalnych. Spod roztańczonych rąk
dyrygenta rozlewały się kaskady muzyki (przez duże M właściwie), z wnętrza
instrumentów dźwięcznie wypływały emocje. Smyczki pląsały wdzięcznie po
strunach, aż wokół sypały się skry wzruszeń, uniesień oraz... przepełnionych
zgryzotą lamentów. Tak brzmi cierpienie – można by rzec. Cierpienie, które
prócz bólu i lęku, przynosi nam również swego rodzaju doświadczenie, swoistą
wiedzę – często, przed tym martyrologicznym aktem, niedostępną dla nas samych.
Mówi się, że cierpienie krystalizuje i uszlachetnia, że niejednokrotnie ma
głębsze dno – niosące jakieś przesłanie, naukę. Jest w tym sens – ono nie musi
być bezwartościowe i bezowocne. Czasem trzeba po prostu umieć przedrzeć się
przez mglistą zasłonę zgorzkniałej żałoby – za nią kryje się jądro, ekspiacyjny owoc o
kilku smakach – z wierzchu cierpki, dopiero im głębiej, tym intensywniej czuć
słodycz. Jego pestki, zasadzone w żyznej glebie – potrafią dać dobry plon.
Należy jedynie umieć odsiać ziarna od plew, wyłuskać morał. Bo kolejnym
stopniem po cierpieniu, które rwie duszę, kąsa, zajadle wciska się w każdy
skrawek ciała i umysłu – zwykle jest nadzieja…
To wszystko
można było poczuć podczas sobotniego koncertu, którego celem było właśnie
dotarcie do najgłębiej położonych pokładów ludzkich emocji. Muzyka potrafi tę
sztukę jak nic innego. Potrafi przełamać barierę apatii, przebić się przez mur
marazmu i pokruszyć w proch kajdany bierności. Umie wedrzeć się dźwięcznym
szturmem w krainę zobojętnienia i z hukiem zbić zwierciadło letargu. Bo dopiero
wówczas człowiek może w pełni godnie spojrzeć w lustro człowieczeństwa, gdy
pozwala sobie na przeżywanie pełnej gamy ludzkich odczuć: od lęku po ufność, od
niechęci po miłość szczerszą niż najczystsze złoto. Wtenczas, gdy nie tłumi w
sobie uczuć, nie boi się spojrzeć w oczy swoim chwilowym słabościom, by za czas
jakiś odważnie brać je za rogi, osiągać szczyty, z nadzieją wyrytą w sercu. Tym
właśnie jest pełnia człowieczeństwa – drogą naszpikowaną wyrzeczeniami i radością,
potykaniem się i wstawaniem, przyzwoleniem na łączenie w sobie przeciwieństw,
nieustanną wędrówką, pracą, odpoczynkiem, modlitwą codziennych działań. Wszak
to, co widzą nasze oczy, co słyszą nasze uszy, co czynią nasze ręce, do czego
dążymy każdego dnia, co mamy w posiadaniu – to ledwie ułamek tego, co naprawdę
w życiu się liczy, co ma wartość, istotę, co nadaje sens i kierunek, co spaja
nas – niezwykłym zaprawdę spoiwem – z transcendentalnym absolutem.
Pozwalajmy
sobie częściej na chwile takie jak choćby ta, kiedy piękna muzyka wypełnia nas
bez reszty, pozwalając krążyć cząsteczkom jakiejś nieopisanej siły w naszych
żyłach, w naszych przewodach słuchowych, pośród meandrów naszych uczuć i
emocji. Emocji, których zdecydowanie nazbyt często nie dopuszczamy do głosu, bo
„nie wypada” czy też „to niepożądane”, a potem w taki niewyszukany sposób
zwyczajnie zatracamy kontakt z samym sobą. Nie wstydźmy się własnych wzruszeń,
nie pozwalajmy sobie wmówić, że wrażliwość to jeden z synonimów słabości. W tak
zautomatyzowanym świecie to może być wielką siłą, trzeba tylko umiejętnie z
tego korzystać.
A teraz dość
już tych rozważań, pora by zaprosić Państwa na kolejne spotkania w ramach
Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej (szczegóły na stronie internetowej, na profilu Facebook i w
broszurach informacyjnych). Tutaj, podczas niepowtarzalnych koncertów, macie
Państwo realną szansę kształtować w sobie dobre nawyki, wrażliwość i – wraz z
innymi koneserami „kultury wysokiej” – skupiać się na pozytywnych wartościach i
przesłaniach. Polecamy tę formę odskoczni od codziennych trudów i trosk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz