Myślę o Nim odkąd pierwszy raz Go ujrzałam. To było na
stawach. Od razu wyłapałam Go z tłumu. Nie ma dnia, by Jego sylwetka nie
stawała mi przed oczyma. Jego postać przychodzi mi do głowy podczas codziennej
pracy, w trakcie obiadu, w wolnych chwilach. Kiedy Go spotykam, czuję się
niezręcznie, bo chciałabym coś powiedzieć, o coś zapytać, podzielić się tym, co
mam – a jednak coś mnie powstrzymuje. Nigdy nie należałam do osób odważnych w
kontaktach interpersonalnych.
Choć uczucie to spotykało mnie już wielokrotnie, za każdym
razem jest obezwładniające. W jego obliczu czuję się taka… bezsilna.
Pewnie i Wy mijacie Go codziennie na ulicach naszego
miasteczka. Być może temat wcale nie jest Wam obcy. Możecie również powiedzieć, że to nie Wasz interes, że sprawa systemu, bądź Jego
prywatna. Albo wskażecie palcem winnego: alkoholizm czy jakąś inną wymówkę. A
może w ogóle nie zwrócicie nań uwagi.
Ja jednak nie potrafię patrzeć… i nie widzieć. I wcale nie
mam na uwadze zaspokojenia swojego sumienia. Bardziej boli mnie czyjś głód,
chłód, może choroba, może samotność – nie wiem dokładnie, sama nie odważyłam się
zapytać. Na razie dopiero zdobyłam się na podzielenie jedzeniem.
Choć od lat siedzi to we mnie, nigdy wcześniej nie pisałam o takich sprawach, bowiem
uważam, że czyni się je po cichu, w pokorze, skromności i bez poklasku.
Ostatnio jednak naszła mnie refleksja,
że dzisiejsi, rozpędzeni ludzie mogą po
prostu nie zauważać czegoś, co nie prosi się o uwagę. A ludzka krzywda często siedzi
sobie właśnie bezgłośnie na ławce w parku i… tak łatwo ją przeoczyć. Jak
zmokniętego po burzy psiaka. Jak zziębniętą, głodną ptaszynę, która jednak
nawet w grudniu nie traci nadziei na kruszynę chleba.
Uważnego dnia Wam życzę, tego i każdego następnego. Naprawdę
tak niewiele trzeba, by podsycić iskrę wiary człowieka w człowieka. Drgnie
kącik ust, zakołysze się łza pod powieką, serce zakołacze innym rytmem. Warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz