Zazdroszczę im. Zdartych zelówek, pieszczoty asfaltu na stopach, pieśni na ustach, kropelek potu na spełnionych skroniach.
Zazdroszczę uśmiechu, który czule oplata ich lica i wiary, która dodaje im skrzydeł. Poczucia, że wypełniają jakąś Własną Legendę.
Zazdroszczę nawet tych intencji, które niosą w sercach, bo ja ostatnio jakaś pusta się czuję...
Zazdroszczę rosy, która przekomarza się rano z bosymi stopami, porannej mgiełki, która spowija grupę, wiatru pląsającego z włosami, promieni słońca, które otulają ich karki i deszczu, zmywającego grzechy.
Zazdroszczę gwiazd spadających na zmęczone, śpiące namioty i księżyca, nucącego boskie kołysanki.
Zazdroszczę prostej radości na widok kubka orzeźwiającej wody i rozkoszowania się pośnym chlebem.
Nie zazdroszczę jedynie bąbli na nogach, bo dopiero niedawno wyleczyłam swoje (po Jarocinie).
Może kiedyś też zostanę Pielgrzymem. Kiedy wykrzesam w sobie skrę wiary i opłatek intencji. I kiedy przestanę tak aspołecznie zjeżać się na tłum ludzi wokół mnie... ;)
Ehhh, a fotografom zazdroszczę niebanalnych ujęć. Bo moje to zawsze takie do bani wychodzą :(
http://wroclaw.naszemiasto.pl/artykul/1020689,wroclawska-pielgrzymka-na-jasna-gore-dotarla-do-trzebnicy,id,t.html?kategoria=645
OdpowiedzUsuń