Archiwum bloga

21.09.2011

Boso po drewnie. Janusz Łozowski w Trzebnicy.



Wróciłam tam... 

Wiedziałam, że wrócę. Te prace mają w sobie jakąś elektryzującą moc, coś, co każe doświadczyć ich raz jeszcze, na spokojnie, bez tłumów, w ciszy.
Tę ciszę Kościoła lubię chyba najmocniej. Wtedy, gdy jest on pusty i wibruje ona w jego chłodnym wnętrzu. A teraz, otulając wystawę Janusza Łozowskiego, ma zupełnie inny smak...

Zwykle jestem grzeczna i nie dotykam eksponatów, ale te deski, okucia, stare, drewniane drzwi, aż prosiły się o to, by pokosztować ich palcami, by posmyrać nierówności, podelektować się barwami, doświadczyć ich faktury. Zachęcały do poznania poprzez rozmaite zmysły: wzroku, węchu, dotyku. A gdy dłonie łapczywie chłonęły doznania, to słychać było coś jak szepty aniołów. Jakby łaskotało to wodzenie po ich skrzydłach...

W ciszy tej wystawy jest moc ekspresji. Spokój przeplata się tam z wszechobecnym ruchem. Chciałoby się boso dogonić nieobutą nadzieję, podejrzeć miłość do Beatki, roztańczyć się w złotym deszczu czy wiatru podmuchach, wzlecieć wraz z nim, dosiąść konia Jeźdźca Apokalipsy, zgłębić błaźnieńskie ego, skraść złotą, rybią łuskę, wspiąć się na szczyt wieży, zdobyć Babilon, doświadczyć obecności Madonny Małkowickiej, a na koniec zamknąć lustro i rzec: Amen.

Pomyślałam sobie, że Ktoś, kto wszędzie dostrzega Anioły i na kogo zewsząd łypią Chrystusowe oczy - musi być szczęśliwym Człowiekiem. W obrazach uderzyła mnie też autoironia i dystans - a może to tylko moja nadinterpretacja?

W tym drewnie szemrała poezja, wszędzie tam szwędała się nuta liryki. Strażnik Dobrych Myśli rozlewał darmo potok wrażliwych słów. Słów wyrażonych poprzez dzieło malarskie.

Wszystko jest tu takie jakie być powinno. Jeśli uderza topornością - takie, z pewnością, miało być. Jeśli pachnie infantylnością - znaczy, że Twórca pozwolił nam tak myśleć. Jeśli coś wydaje się nieociosane, niedopracowane - oznacza to nic innego jak to, że jest dopieszczone w najdrobniejszym szczególe. Majstersztyk.

Widzieliście już tę wystawę? Tam drzemie magia... mówię Wam...




























1 komentarz:

  1. Więcej o wystawie w poście "Niedziela rozbryzgująca wrażenia":

    "Zaraz potem nasze siedmiomilowe buty zawiodły nas do Bazyliki. Tam miejsce miała niezwykła WYSTAWA. Nie mnie wypowiadać się na tematy związane ze sztuką, bowiem znam się na niej tyle, co... co... noooo, wiecie...
    Cykl prac pana Łozowskiego wywarł jednak na mnie ogromne wrażenie. Jam prosta kobita jest: uwielbiam otulać się prostolinijnością i otaczać prostotą - taką ozłoconą ciutkę pyłkiem wrażliwości i okraszoną posmakiem wartości etycznych. Opowieści drewnianej duszy fantastycznie wkompilowały się w tę lukę, którą pozostawiam na zasmakowanie czegoś pożywnie wytrawnego. One są takie ciche, niepozorne, nienachalne - że aż niedzisiejsze. I przez to rozkochały mnie w sobie od pierwszego wejrzenia. Ale nie spadły na mnie jak łobuzerski, ulewny deszcz - ja nasiąkałam nimi z każdym krokiem, każdym spojrzeniem, każdym oddechem... lekuchno... troszkę... mocniej... na zabój! Zauroczyły mnie prostotą materiału. Uwielbiam drewno, a już najmocniej takie niekształtne, nieregularne, wymykające się sztuce szlifowania i wszelkim nakazom poprawności... Takie tutaj obłupane, tam pozdzierane, tu z sękiem, a tam przypalone czy dziurawe. Takie drewno ma jakąś swoją Opowieść - wszak wcześniej wiodło królewskie życie drzewostanu. A to wiatr oprószył je powiewem tajemnic, a to deszcz obmył szeptem niebios, a to ptak oblepił tęsknym śpiewem, a to człowiek zakopał w jego cieniu jakiś sekret... Kiedy to drzewo zmieni stan skupienia na deskę, ramę okienną czy wierzeje - ciągle ma w sobie tę samą duszę. Duszę skąpaną w rosie namiętności. A kiedy duszę tę oblec w jakąś formę, pociapkaną barwami i obmytą kształtami - otrzymujemy Mistycyzm w najczystszej postaci. Te twarze - wychodzące z desek - wchodzą w nasze dusze - pozostawiając w nas ślad na całe życie. Kiedy obrastałam tymi reliefami, a w moje uszy wsączać poczęła się Antonina Krzysztoń, poczułam, że - oto - wkroczyłam w inny wymiar, że faktycznie "jest inny świat"..."

    OdpowiedzUsuń