Archiwum bloga

3.09.2011

Jak nie zaliczyłam pikniku rockowego, jedynie samego mamuta. Bajkobus w Wiszni Małej.

Ostatnio jakiś pech mnie prześladuje, gdy chodzi o uczestnictwo (a raczej nie-) w wydarzeniach rockowych.


Wczoraj ominął mnie Włochaty. A taką miałam na niego chętkę! Odrobiłam nawet pańszczyznę, pilnując siostrzeńca - i licząc na rewanż, bym mogła wyrwać się od smyków na kilka punkowych godzin. Cóż, gdy w chorobach dziecięcych nie zna się dnia, ani godziny :(


Dziś ostrzyłam pazurki na Piknik Rockowy pod Wiszniakiem, niestety jakieś paskudne, bzycząco-żądlące, skrzydlate stworzenie przekuło bańkę mydlaną moich pragnień :( Wprawdzie znaleźliśmy się w Wiszni, jednak podczas przedstawienia Wrocławskiego Teatru Lalek wyżej wspomniany, złośliwy owad użądlił mego syna, wywołując reakcję alergiczną, musieliśmy zatem zrezygnować z dalszych atrakcji (oj, żal warsztatów bębniarskich i rockowego grania) i udać się do domu, celem przyjęcia leków przeciwalergicznych. Niniejszym dziękuję jednej z Pań za transport!


Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się, jak zakończyły się przygody sympatycznego mamuta (ze spektaklu "Powrót mamuta"). Mamy nadzieję, że włochata istota padła ofiarą happy endu, gołym okiem bowiem było widać, że "coś zaiskrzyło" pomiędzy mamutkiem a powabną Słoninką.
Przedstawienie rewelacyjne. Wartka akcja, dowcipne dialogi, genialna muzyka, ciekawe postaci, wszystko okraszone wrocławskim posmakiem - peany na cześć Bajkobusu nigdy nie są wyssane z palca.
Kiedy rozejrzałam się wokół, widziałam rozentuzjazmowane twarze malców i nie mniej radosne lica rodziców. Aktorzy z Wrocławskiego Teatru Lalek mają w sobie niezwykłą moc porywania tłumów, wspaniale "dogadują się" z publicznością, a przy okazji - zupełnie za darmo - częstują ogromną dawką pozytywnych emocji. Kto jeszcze nie uczestniczył w "Powrocie mamuta", polecam nadrobienie zaległości.

































Ciąg dalszy nie nastąpi... Pretensje kierować do żądlących owadów.

1 komentarz: