Archiwum bloga

24.09.2011

Pogrywajki na trzebnickim Rynku...

(Z cyklu: zaległości...)


Kończyłam właśnie obiad, gdy dobiegł mnie cudny dźwięk. Przyciszyłam muzykę i poczęłam nasłuchiwać skąd dochodzi taka liryczna melodia. Wyjrzałam za okno i ujrzałam dziewczynkę, która "czyni cuda" przy wykorzystaniu fletu poprzecznego. Aż przeszedł mnie dreszcz.
W dużych miastach łatwo o grajków ulicznych, ale w Trzebnicy nie jest to częsty widok. A szkoda, bo potrafią otulić szarego człowieka mgiełką niesamowitych doznań.
Anatolia (bo tak na imię tej dziewczynce) zgrabnie i pieszczotliwie czarowała nas dźwiękami przez jakiś czas. Jedni delektowali się muzyką z okien, inni przystawali i oddawali się "słuchowym pieszczotom" tuż przy instrumentalistce.
Zamieniałam kilka zdań z tą skromną i utalentowaną dziewczynką. Pochodzi z Kluczborka, ale uczy się we wrocławskiej szkole muzycznej. Wprawdzie nauka jest bezpłatna, ale mieszka w bursie, za którą trzeba płacić 300 zł miesięcznie. A jak wyznała (ze smutnym wzrokiem), ma jeszcze siostrę, która uczy się w klasie fortepianu (lub pianina, nie pamiętam dokładnie) i brata, który również kocha muzykę i marzy o szkole muzycznej... Nie chciałam przeszkadzać jej dłużej, bo czułam, że słowa czasem profanują to, co doskonale istnieje i bez nich. Oddalając się, pozwoliłam jej swobodnie grać.
Przystanęłam nieopodal i wtapiałam się w wirujące na wietrze dźwięki. Czułam jak cały Rynek chłonie to piękno: jak flaga łopoce w rytm narzucony przez oddech Anatolii, jak kropelki w fontannie nasłuchują tęsknego, fleciego zawodzenia, jak gołębie łapią w locie nutki...
Pomyślałam: o ile piękniejszy byłby ten świat, gdyby nie wyrywano skrzydeł Marzeniom, a Pasje nie znajdowałyby kłód pod nogami... Gdyby Talenty nie tonęły w morzu brutalnej rzeczywistości...


Dziękuję, Anatolio, za wzruszenia na trzebnickim Rynku. Powodzenia!



(Anatolia wyraziła ustną zgodę na publikację swojego wizerunku)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz