Archiwum bloga

10.09.2011

Z Pazurem dookoła Strzeszowa...



Kiedy piszę te słowa, zza okna spogląda na mnie pyzata, księżycowa buzia. Wciągam w nozdrza ciepłe, pachnące ostatkiem lata powietrze i czuję, jak przepełniać zaczyna mnie żal...
Co ja robię tutaj, podczas gdy na strzeszowskich błoniach muzyka porywa do tańca wiatr, wplata się czule w konary drzew i melodią hipnotyzuje wody taflę? Wspaniale współgrać musi księżyc zbliżający się ku pełni z atmosferą festiwalową. Nie mnie jednak otulać się urokiem strzeszowskiego wieczoru... :(
Cóż, macierzyństwo czasem znaczy: swoje potrzeby i pragnienia pod poduszkę... Okryte woalem "na bardziej sprzyjające okoliczności".

Muszę przyznać, że kiedy miejsce organizacji Pazur Festiwalu przeniesiono z Trzebnicy do Strzeszowa, nie bardzo było mi to w smak. Naocznie przekonałam się jednak, iż park przy strzeszowskim pałacu ma w sobie moc magii i nieodparty urok. Może dojazd tam nie jest zbyt komfortowy, niemniej - z pewnością - nie jest to koniec świata. Z Wiszni Małej śmiało można "uderzać z buta". Świadkiem - maluczkie trzewiczki moich pięciolatków.
A oto dowód na to, że miejsce to faktycznie może zauroczyć:










Niestety moja relacja pozostanie mocno okrojona. Dane mi było wchłonąć dźwięki zaledwie czterech kapel. A właściwie to trzech, bowiem czwarta ledwie musnęła moje przewody słuchowe. Szkoda, że w tymże czasie publiczność nie dopisała i zespoły nie miały okazji zaistnieć w świadomości szerokiego, pazurowego grona. Wszystkim nieobecnym żal powinien ścisnąć co nieco, albowiem prezentowana twórczość nacechowana była ekspresją i zmysły podrywała do pionu. Tym bardziej, że nawet pogoda łaskawie dziś postanowiła potraktować festiwalowiczów i okazała względy - w całej swej krasie.








Na przeglądach pierwsi zwykle nie mają łatwo. Pora jeszcze nie ta, by publika rozgrzana była do czerwoności i choć zespół dwoi się i troi, dialog "scena-pod sceną" jeszcze nie do końca iskrzy... Niemniej chłopaki z The Colonists całkiem przyzwoicie odegrali swoje sceniczne role.


Następnie pazurowymi dechami zawładnęli bezsprzecznie megazakręceni Wolf&The Motherfuckers, mistrzowie "heavy metYlu". Przyznam, że nie jestem znawczynią, ni koneserką owego gatunku, jednakże wielki plus dla bandu za wtłoczenie we mnie przekonania, że naprawdę rajcuje ich to, co popełniają. Energetyczni, dynamiczni, żywiołowi, impulsywni, z werwą i impetem. Charakterystyczni: wpadający w oko, a w uszach zostawiający kalifornijski posmak. Była ikra w tym, co zaprezentowali.









Trzecim zespołem była wrocławska Grupa Podwyższonego Ryzyka. Ich zadziorne brzmienie fantastycznie wkomponowało się w hasło: P A Z U R. Moi faworyci tegorocznego przeglądu, bezapelacyjnie! Rozlubowana jestem w ich "estetyce", cokolwiek miałoby kryć się pod tym sformułowaniem. Lubię jak w taki nieprzejednany sposób, jako alternatywni artyści, potrafią w całości Zaistnieć w swojej Muzyce. Choć zachowują się niezwykle skromnie, to od wokalisty aż bucha charyzma, a gitary płoną w ich rękach. Najmocniej zawsze zachwyca mnie warsztat i kunszt pałkera - świetny ten ich Trojan, rewelacyjnie wymiata na garach! ;) GPR na scenie to gwarancja ostrej jazdy! Wiedziałam, że chłopakom uda się rozszaleć (skromną, bo skromną, jednak...) publikę pod sceną. Ale oni zawsze czynią niezłą młóckę! ;)

Niegdyś opisywałam ich tymi słowy: "Jeśli i Ty czujesz nieprzemożone "ciągotki" w stronę szybkiego, prostego brzmienia, niewykluczone, że znajdujesz się w grupie podwyższonego ryzyka osób zagrożonych punkofilią. Nie zwlekaj zatem, tylko przyjdź na koncert GPR i przekonaj się, jak to z Tobą jest naprawdę... Diagnoza (i siniaki) za free. Uwaga! Punkofilia jest raczej niewyleczalna i zaraźliwa - przenosi się poprzez przewody słuchowe..."























Kiedy na deski pazurowej sceny wkroczyła intrygująca formacja HOA, niestety nadszedł czas naszego powrotu. Szkoda, bowiem kąsa mnie nieznośna ciekawość, jak zaprezentowali się pozostali wykonawcy?


Z rozrzewnieniem myślę o tym, co akurat dzieje się w Strzeszowie. Nieco rozżalona spoglądam na zegarek i osnuwam się pytaniem: kto też najmocniej poruszy festiwalowe Jury w tejże odsłonie Pazura? W ubiegłym roku moje typy w stu procentach pokryły się z wyborem Organizatorów. Teraz nie było mi dane posmakować twórczości wszystkich wykonawców, niemniej mocno trzymam kciuki za Grupę Podwyższonego Ryzyka. Chłopaki są naprawdę nieźli w tym, co robią!

Zastanawiam się również czy publiczność zagęściła się i należycie doceniła występujące zespoły?



Na koniec kilka luźnych refleksji i spostrzeżeń:

1. Nijak pojąć nie mogę mentalności naszej lokalnej społeczności. Zwykle z ust sączy się jad, że "w tej naszej dziurze to nic się nie dzieje". Ale jak już się "zadzieje", jak poda nam się to na tacy, to gardzimy kulturalną strawą. Frekwencja zwykle nie zachwyca, nie zadziobujemy się o imprezowe okruchy. Szkoda, bo to - z pewnością - nie motywuje Organizatorów do podejmowania trudu częstszych inicjatyw.

2. Mi marzy się, że nasz lokalny Pazur Festiwal rozrośnie się jednak kiedyś do godnych sobie rozmiarów. Tak licznie jeździmy na inne festiwale, podczas gdy dano nam możliwość "zbudowania" swego własnego, wykreowania go podług swoich potrzeb. Wstęp za free, pod samym nosem nieomal, darmowe pole namiotowe w przeuroczym miejscu, kawał dobrego grania - czegóż chcieć więcej?

No, ja bym troszkę podsunęła: większa promocja w mediach (niekoniecznie jedynie lokalnych), co - niestety - wiązać może się z koniecznością pozyskania szerszego grona sponsorów. Podstawienie choć jakiegoś busika, który dowiózłby ludzkość z Trzebnicy i zagwarantował powrót (boć nie każdy może pozwolić sobie na całonocne after party). Obok gastronomii chętnie widziałabym także kramy z rękodziełem, których zwykle nie brak na innych festiwalach - to urozmaicenie, możliwość zakupu niebanalnych i oryginalnych wyrobów (uczestnicy), gratka by zaprezentować swój talent (wystawiający), okazja do podreperowania festiwalowego budżetu (organizatorzy).

3. Byłoby miło, gdyby wprowadzono możliwość przyznania "nagrody publiczności".

4. Jako, że zawsze targam ze sobą Małe Dwa Ogonki, dla mnie niezwykle istotna jest gwarancja poczucia bezpieczeństwa. Zasugerowałabym zapewnienie zaplecza medycznego. Może w ubiegłym roku pani pielęgniarka nie miała rąk pełnych roboty, niemniej czułabym się pewniej, gdyby taki punkt ambulatoryjny gdzieś nieopodal się znajdował. Wszak: nigdy nic nie wiadomo...

A poza tym to: tak trzymajcie! Pazurze - rośnij w siłę!

4 komentarze:

  1. Gdybym to ja zasiadała w Grupie Trzymającej Władzę (czyt.: Szanowne Ciało Jury), z pewnością
    p a z u r a m i
    walczyłabym o punkostwo w werdykcie.
    Niemniej: (zasłużone) zaszczyty przypadły autentycznej eksplozji żywotności i prawdziwej bombie ekspresji. Podobnie jak w ubiegłym roku: POTH to także wulkan emocji, powiew świeżości i potężny ładunek młodzieńczej buńczuczności.
    Gratulacje!

    ... bo najważniejsze w życiu to Mieć Pasję! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heavy Methyl to oczywiście żart - jak większość naszego światopogladu. Methyl, to najczęściej uzywany przez nas system nagłośnieniowy - stosować doustnie. A to, co gramy, to po prostu zwyczajny Rock & Roll :)) Pozdro dla wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  3. :) Ja - oczywiście - wiem, że to żart :) Tak też to potraktowałam :) Jednak: punkowa koszula bliższa memu ciału... ;) Pozdrawiam! AJ

    OdpowiedzUsuń
  4. Relacja także na: trzebnica.naszemiasto.pl (tekst nie pochodzi ode mnie)

    http://trzebnica.naszemiasto.pl/artykul/1075893,trzebnica-relacja-z-pazur-festiwal-zdjecia,1490431,id,t,zid.html#galeria

    OdpowiedzUsuń