Tegoroczny przemarsz poświęcony był osobom autystycznym,
aczkolwiek udział w nim brały zarówno osoby zdrowe, jak i z rozmaitymi
dysfunkcjami czy stopniami niepełnosprawności. A po co to wszystko? By zwrócić
oczy społeczeństwa na potrzeby i problemy osób z pewnymi ograniczeniami w
prawidłowym funkcjonowaniu (spowodowanymi obniżeniem sprawności funkcji
fizycznych czy psychicznych) oraz zasygnalizować konieczność zwiększenia
świadomości społecznej w tymże temacie.
Choć autyzm i inne niepełnosprawności nie są już dziś
tematem tabu, nie stygmatyzują w takim stopniu jak jeszcze szereg lat temu,
żyją i obecne są w mediach oraz innych środkach przekazu – to ciągle wydaje
się, jakoby jeszcze za mało zostało o nich powiedziane. Jakby jądro tego
wszystkiego wciąż było jeszcze przysłonięte jakąś kotarą niemocy, niewiedzy, w
niektórych środowiskach również – nietolerancji. A przecież ludzie z tymi
schorzeniami żyją obok nas. Czy robimy wszystko, co możliwe, by do nich
dotrzeć, zaakceptować jakimi są, zrozumieć ich, wesprzeć? Czy może zostawiamy
samym sobie, nie patrząc na to, że ludzkie myśli i poczynania – to
powracająca fala?
Kiedy nie mamy w najbliższym otoczeniu osoby chorej – łatwo
stworzyć sobie w głowie jakiś dziwny, nieprawdziwy i niepotrzebny stereotyp.
Pada on śmiercią naturalną przy kontaktach z tymi osobami oraz ich
najbliższymi. A już dalsze relacje otwierają nam furtki, o których istnieniu
dotychczas nie mieliśmy pojęcia. Bo choć nasze światy zazębiają się, to bywa
też, że diametralnie się różnią. Odbiór w postrzeganiu codzienności nie jest tu
lepszy czy gorszy – jest po prostu inny.
Gdy patrzę na dziecko odbiegające od standardowych norm i
wszystkich kryteriów, które stawiają przed nami jako wzór „prawidłowości”
zastanawiam się jakie bogactwo i potencjał kryje się w nim. To trochę jak
odkrywanie nieznanej dotąd wyspy. Z pewnością inaczej podchodzą do sprawy
specjaliści z rozmaitych dziedzin, a także rodzice. Podczytuję nieraz blogi
osób borykających się z taką czy inną diagnozą. Boli mnie wtedy przede
wszystkim upośledzenie wszelkich służb, które winny działać dla dobra
społecznego. Począwszy od służby zdrowia, skończywszy na polityce prorodzinnej
(tylko z nazwy). Chylę czoła przed tymi wszystkimi, którzy dla dobra swoich
dzieci rozbijają własnymi głowami mur niekompetencji. Życzę, by nigdy nie
wyczerpały się pokłady sił i energii i nie wyschło źródło, z którego czerpią
wiarę i nadzieję na lepsze jutro.
Na marszu uwagę moją zwróciła pewna mama. Szła z upośledzoną
córką. Oczy tej kobiety zachodziły mgłą zmęczenia, a jednocześnie wschodziło w
nich słońce. Promieniejący blask rozświetlił złożone u boku skrzydła. Z torebki
pełnej szpargałów wystawał fragment aureoli. Nie wiem czy rodzicielka ta
zdawała sobie sprawę z tego kim jest? Może tak, i poświęciła te atrybuty na
rzecz bezwarunkowej, ciężkiej, choć owocnej miłości? A może w codziennym znoju
nie zdążyła odkryć swej prawdziwej tożsamości? Wiem jednak, że córka to wie.
Choć miała nieobecne spojrzenie, odbijał się w nim ów gorejący blask.
Pani A. Bardzo ładny tekst i śliczne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńChoć nas nie było tam z Wami- jesteśmy oczywiście z całych sił "za":)
Pozdrawiam.Ciepło.
Dziękuję serdecznie. Na marszu widziałam się z Pani Średnim Synem :)
UsuńNo i w ogóle to przykro mi, że podczas ostatniej wizyty nie wiedziałam o zbliżających się urodzinach. Najlepszości! Dużo wiary w cuda, zdarzają się, wiem...
Również pozdrawiamy. Nie mniej ciepło :)
A.
Miłośników słowa pisanego, rozlanego na pachnącym, gazetowym papierze, zapraszam do zakupu Kuriera Trzebnickiego (nr 46).
OdpowiedzUsuń