Kiedy wyszliśmy z domu, miasto przywdziane jeszcze było w jasną szatę. Powoli – w przebieralni wieczora - szykowało się do nałożenia szlafroka szarości, by wkrótce zrzucić go niepostrzeżenie i błyskawicznie zamienić na czerń nocnej koszuli.
Na placu nieopodal Bazyliki rozsiadło się na kołach Mobilne Muzeum bł. Jana Pawła II. Prezentowano w nim pamiątki po Ojcu Świętym, zdjęcia i filmy; nam jednak nie udało się już załapać na prezentacje, zdążyliśmy na demonstracyjne zasłanianie żaluzji – każdemu wszak należy się odpoczynek, a już na pewno w sobotę, po zachodzie słońca.
Wnętrze sanktuarium św. Jadwigi rozbrzmiewało chóralnymi śpiewami. Głosy „Głosu Duszy” z Białorusi wsiąkały w serca słuchaczy, wlewając weń piękno, tęsknotę, patriotyczne odruchy. To co im w duszach grało, w naszych zakotłowało się najcudniejszymi odcieniami polskości. Melodie prezentowanych pieśni ściskały krtanie, dławiły nostalgią, wciskały łzy pod powieki i rozsiewały pośród publiczności dreszczy mrowie.
Po chwilach wzruszeń i zasłużonych, gromkich owacjach pora przyszła na nocne zwiedzanie Bazyliki oraz Muzeum Sióstr Boromeuszek. "Przewodnik w sutannie" opowiedział pokrótce dzieje klasztoru i kościoła, a następnie zaprosił na wycieczkę po najciekawszych zakamarkach świątyni. Obejrzeliśmy eksponaty zgromadzone w najstarszej części Bazyliki (zbudowanej w stylu romańskim), krypcie św. Bartłomieja.
Czas płynął nieubłaganie, zatem śpieszyć trzeba było do kolejnego punktu programu – muzeum klasztornego. Wstyd przyznać, ale jeszcze do niedawna nie wiedziałam o jego istnieniu. Czasem wydaje mi się, że przyjezdni, licznie odwiedzający nasze „trzebnickie perły”, wiedzą więcej o skarbach zgromadzonych tutaj, niźli wielu miejscowych. A – wierzcie mi – było czym się zachwycać. Zbiory kolekcjonerskie sióstr boromeuszek są bogate i wielotematyczne: rozmaite publikacje, obrazy, pieczęcie, medaliony, porcelana z dawnych lat, szopka wybitnego rzeźbiarza - Tschötschela, instrumenty muzyczne, wypchane zwierzęta, sala pielęgniarska, afrykańskie pamiątki z misji – to ledwie ułamek z tego, co widzieliśmy. Nawet nie spostrzegliśmy, kiedy wybiła dwudziesta trzecia. Wszystko, co dobre, ma swój koniec.
Pożegnaliśmy siostry zakonne i wychynęliśmy z klasztornych murów wprost w objęcia czerwcowej nocy, poprzecinanej światłem latarni i pachnącej rozpaloną ciszą. Ta wymowna cisza śpiewała dla nas senne serenady. Migotała - rozpostartymi na nieboskłonie - gwiazdami i promieniała dumną superpełnią superksiężyca.
Uwielbiam to miasto nocą. Uwielbiam noc rozlaną na tych milczących ulicach, rozmazaną po bezgłośnych chodnikach, kołyszącą się na firankach w wygasłych oknach. Uwielbiam Trzebnicę najeżoną pulsującymi, świetlistymi ciałami niebieskimi, przesiąkniętą aromatem coraz to chłodniejszego zmierzchu i wilgotniejącej trawy oraz rozcykaną poezją świerszczy. Uwielbiam odgłos jej kroków o północy.
O Nocy Kościołów, dzięki za wrażenia!
Postscriptum. W domu moi (niespełna siedmioletni) synowie podzielili się ze mną własną relacją z Nocy Kościołów. Dzięki ich uprzejmości do artykułu dołączam dwie fotki autorstwa Igora. A oto co Borys zanotował w swoim zeszycie (pozwoliłam sobie wcześniej skorygować błędy ortograficzne): "To były przepiękne śpiewy i opowiadania. W kościele widzieliśmy pana Wojtka Kowalskiego i pana Marka Długozimę. Byliśmy też w krypcie, jak i również w klasztorze, w muzeum. Kiedy wracaliśmy to zobaczyliśmy superpełnię księżyca (chociaż było zachmurzone niebo)."
Cóż, jak tak dalej pójdzie - wkrótce przekazać im będę mogła pałeczkę prowadzenia bloga :)
fot. Igor Dmytrowski |
fot. Igor Dmytrowski |
W Nowej Gazecie Trzebnickiej moi zerówkowicze mieli sposobność podzielić się własną fotorelacją; zapraszam do lektury:
OdpowiedzUsuńhttp://nowagazeta.pl/2013/07/ps-10577-noca-i-po-poludniu-w-trzebnickich-swiatyniach/