W sobotę, 12 kwietnia, odbył się rajd rowerowy organizowany
dla całych rodzin przez Kolarski Klub Sportowy Trzebnica. Wycieczka
krajoznawcza miała na celu – przede wszystkim – zachęcenie do ruszenia się z
domu (zwłaszcza w taką piękną pogodę, pośród tak cudnych okoliczności natury),
pokazania jak satysfakcjonującym sportem jest jazda na rowerze i jakie urocze
zakątki, opływające w bogactwa fauny i flory, kryje nasz powiat.
Mali i duzi miłośnicy dwóch kółek spotkali się o godzinie
9.00 pod Urzędem Miejskim. Po zbiórce, sprawdzeniu sprzętu i kasków
(niezbędnych!), kilku informacjach organizacyjnych – ruszyliśmy na podbój Małej
Ojczyzny. Szkoda, że termin zbiegł się akurat z manewrami służb ratowniczych,
bowiem na mieście tego dnia był „lekki rozgardiasz”, przez co utrudniony był
wyjazd zeń. Prawdziwym zapaleńcom jednak nic nie jest w stanie stanąć na
przeszkodzie.
Jedni zaprawieni w bojach, połykający takie dystanse jak
lekką przekąskę, inni przerażeni nieco, albowiem dla nich to absolutny debiut w
tejże dziedzinie. My (a właściwie to ja, bo dzieci nie wiedzą co to słabość,
gdy przed oczyma mają horyzont marzeń) należeliśmy/należałam do tej drugiej
kategorii, z wieloma obawami w kieszeniach, lękiem przyklejonym do twarzy i
mięśni, niepewnością i niewiarą we własne możliwości. Zupełnie niepotrzebnie,
okazało się bowiem, że kolarze z Klubu są tak zorganizowani, opiekuńczy, życzliwi, iż dla nich nie ma spraw niemożliwych do ogarnięcia i ze wszystkiego znajdzie się
jakieś wyjście. Motywowali, odgarniali sprzed oczu mgłę zwątpienia, karmili
krzepiącymi słowy, asekurowali. Jestem im niezmiernie wdzięczna, że nie pozwolili nam poddać
się, wycofać – stracilibyśmy naprawdę wiele: fantastyczną przygodę, piękne
widoki i możliwość obcowania z dziką przyrodą.
W Złotówku odwiedziliśmy Domek Myśliwski – Ośrodek Leczenia
i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Były
tam dziki (odyńce, lochy, warchlaki), struś, rozmaite gatunki ptaków i wiele innych zwierząt. Wspaniałe
miejsce na odpoczynek od zgiełku miejskiego. Odbyło się ognisko z pieczonymi kiełbaskami,
nie brakowało przekąsek, napojów, nagród i upominków. Przede wszystkim zaś
uczestnikom dopisywały dobre humory.
Pozytywnie zmęczeni, przepełnieni radością i dumą z
pokonania własnych słabości – wróciliśmy do Trzebnicy. Mam nadzieję, że to nie
ostatnia taka wyprawa, bowiem o wiele raźniej i naprawdę miło jest podróżować
- po takich niebanalnych zakątkach gminy czy powiatu - tak serdeczną grupą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz