Pierwsza myśl jaka przemknęła mi przez głowę to ta, czy
gdyby autor wiedział, że jego utworami „katowane” będą nie winne niczego dzieci
– to czy napisałby to, co napisał? Czy naszpikowałby utwór (świadomie lub nie)
tyloma środkami stylistycznymi? Czy skazałby niebożę jedno czy drugie na
przesiewanie zwrotek (niczym Kopciuszek oddzielający ziarna grochu od ziaren
soczewicy), celem wyłuskania jak największej ilości figur retorycznych? Czy
podmiot liryczny naprawdę tak bezlitośnie aż tyle miałby na myśli? To
oczywiście żart. Prawdą jest natomiast, że czułam się w tej sytuacji naprawdę
dziwnie. Co innego – przelewać w domowym zaciszu swoje myśli na papier (czy
klawiaturę), inna rzecz – rozkładać to potem na czynniki pierwsze w klasie,
pośród uczniów. Na szczęście to nie ja musiałam zmagać się z tym, perfekcyjnie
za to poradził sobie w tej roli Pan Sebastian Węgrzynowski, który jest genialny
zarówno gdy chodzi o analizę, jak i syntezę wszelaką (czyt.czegokolwiek).
Pierwszym omawianym utworem była „Artystka-jesień” (mojego skromnego
autorstwa), na którego to przykładzie uczniowie dowiedzieli się co to uosobienie
(personifikacja), przenośnia, epitet, metafora, onomatopeja czy synestezja. Aż
mi przykro, że takim torturom – całkiem niechcący – ich poddałam. Żywię jednak
nadzieję, że do czegoś im się to w życiu przyda i będzie z korzyścią i
pożytkiem na przyszłość, na dalsze koleje edukacji.
Jako drugi omawiany był wiersz Pani Julianny Michorczyk „Moje
miasto” (pochodzący z tomiku Ze Wzgórz Trzebnickich). Tutaj uczniowie dostrzec
mogli jak zmienia się Trzebnica (niczym strojna kobieta) przechodząca płynnie
przez kolejne pory roku. Doszukali się również analogii do św. Jadwigi, troskliwej,
ciepłej, dzielnej, roztaczającej opiekuńcze poły płaszcza nad naszą Małą Ojczyzną.
Wspólnymi mianownikami obu tych przykładów były: Trzebnica,
personifikacja – kobieta oraz pojawiający się motyw pór roku (jesień). Mam
nadzieję, że uczniowie nie zanudzili się, ale za to spojrzeli nieco inaczej na
miejsce, w którym przyszło im żyć, uczyć się, zawierać przyjaźnie, dorastać.
Bardzo miłym akcentem były pytania na koniec lekcji.
Uczniowie zastanawiali się co bywa inspiracją, jak długo pisze się taki wiersz
i czy w ogóle opłaca się pisać? Hm, z pragmatycznego punktu widzenia – różnie to
bywa… a jednak opłaca się. Po to, by lepiej poznać i zrozumieć siebie samego. I
chociażby dlatego, że poezja to taka cudna dziedzina, w której można wyrazić
wszystko to, na co nie pozwala nam gorset codzienności. To taka autonomiczna
kraina, w której na każdym kroku kwitną kwiaty fantazji, barwy mogą tupać, wrażenia zmysłowe mogą dowolnie mieszać się i nikt nie
powie, że mamy nie po kolei w głowie, o!
P. S. Na koniec uczniowie zwiedzili tę część biblioteki, która nie jest na co dzień udostępniana dla ogółu - piwnicę, gdzie mieszczą się zbiory (bodaj czterdzieści tysięcy pozycji, o ile dobrze pamiętam). Poznali określenie "odejść do lamusa" - w odniesieniu do dawnego katalogu, dziś scyfryzowanego. A do tego nie mogli nadziwić się nowej aranżacji przestrzeni w swojej nie tak dawnej przecież szkole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz