18.03.2012

Drugie spotkanie z lalką


18 marca 2012 r. w klasztorze sióstr boromeuszek przeżyć można było „Drugie spotkanie z lalką”. Swą grę aktorską prezentowali studenci drugiego roku Wydziału Lalkarskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Wykwintny przepis na wyśmienite spędzenie niedzielnego popołudnia.
Szłam tam niezwykle podekscytowana, bowiem obudziło się we mnie pewne odległe wspomnienie. Kiedy byłam małą dziewczynką, babcia zabrała mnie na jasełka właśnie do Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek. Nie pamiętam zbyt wiele, jednak drzemie we mnie mgliste poczucie, że było to ważne przeżycie i wielkie wrażenie zrobiła na mnie magia i tajemnica tego majestatycznego miejsca. Być może, po latach, moje dzieci również będą odkopywały w swej pamięci takie właśnie perełki? 
Co ciekawe, Drugie spotkanie z lalką podziwiała w większości dojrzała publiczność, dzieci na sali były w zdecydowanej mniejszości. Choć tutaj pokolenia trzymały sztamę i zgodnie oraz gromko oklaskiwały aktorów. Były to – w pełni – zasłużone owacje, gdyż pokaz wzbudził niekłamane zachwyty.

Młodzi artyści stworzyli niewidzialny, ale stabilny pomost pomiędzy „my” a „oni”. Rozsypali na nim ziarenka wzruszeń, prowadzili przez niego na łąkę pełną kwitnących etiud, pozwolili dotknąć zmysłami cudnej wrażliwości i delikatnie potrząsali najczulszymi strunami ludzkiej natury. Zupełnie jakby wabili nas ku sztuce jakimś bajkowym, acz całkiem skutecznym kłębuszkiem. Rzucili niteczkę – i zgrabnie pociągali, a widzowie łapali bakcyla i sprawiało im to szczerą radość.

Zaznajamiali młodszych i starszych z tajnikami pantomimy, z satysfakcją prezentowali swe obycie z maską, braterstwo z pacynkami, szusowali śmiało melodyjnym torem piosenki aktorskiej. Wywoływali na naszych twarzach najrozmaitsze grymasy, począwszy od szerokiego, pogodnego rogala, skończywszy na spirali niedowierzania. Na plecach rozsypywali bogactwo ciarek, mrowienia i dreszczy. Mieli w sobie niezwykły, elektryzujący urok osobisty. Potrafili tak wyraziście używać rozmaitych środków przekazu, że aż zżerało mnie niedowierzanie, iż bez pomocy słów można tak dużo wypowiedzieć. Czuć było, że kochają to, co robią. Przerysowane ruchy ciała, gestykulacja pełna ekspresji, cała gama niewerbalnych metod porozumiewania się, mimika twarzy, niewyobrażalnie głęboka rzeka emocji rozlewających się na licach studentów  szkoły teatralnej, odgłosy wydawane aparatem gębowym – wspaniałe, oszałamiające  widowisko, wyrafinowane w całej swej prostocie. Nie zabrakło także doskonałej aranżacji muzycznej i poskromienia fortepianowego ducha.  Nawet skąpa scenografia pobudzała wyobraźnię i była tylko in plus. Kiedyś będziemy mieli satysfakcję, że oglądaliśmy tych wybitnych artystów jeszcze za ich czasów studenckich – bo potencjał w nich tkwi, że ho ho.
Zachwycało mnie to, że dawali z siebie całe sto procent, do tego stopnia, że po występie byli zziajani i spoceni. Spływał z nich artystyczny lukier, a nadzieniem delektowali się widzowie. Wyborna uczta.

Co zaprezentowali? Były marcowe koty, podsyciły one żar i rozgrzały atmosferę; mistrzowska, kosmiczna odyseja z pacynką-zdobywcą; zwierzęca randka w ciemno, udowadniająca, że muzyka potrafi zdziałać cuda; genialne i powalające wykonanie piosenki aktorskiej, psioczącej na twórcę mruczanki Wlazł kotek na płotek; fragment prozy Mrożka; no i coś z rejonów PKP. Na koniec wysłuchaliśmy nieoficjalnego hymnu uczelnianego, który podtrzymał ogólne wrażenie, że aktor to ktoś naprawdę wszechstronny: panować musi nad emocjami, tremą, mimiką, całym ciałem, głosem – i jeszcze nad publicznością. Studentom PWST udało się to znakomicie.


Jeśli odbędzie się kiedyś „Trzecie spotkanie z lalką”, zachęcam do uczestnictwa. Naprawdę warto. Gwarantowane piękne, kameralne miejsce, doskonała obsada, przyjazna atmosfera i niezapomniane wrażenia.














17.03.2012

Autostopem ku wolności, czyli o dwóch takich, co do Indii podróżowali i o wolność pytali


Kiedy 16 marca 2012 r. słuchałam – w sali konferencyjnej Starostwa Powiatowego – wspomnień dwóch młodych podróżników: Pawła Bartnika i Aleksandra Adamusa, mieszały się we mnie najrozmaitsze uczucia: podziw, szacunek, tęsknota za wagabundą, chęć nadania swoim marzeniom konkretnego kształtu, kierunku, formy. Zachłannie spijałam z ich ust wspomnienia, czułam jak dalekowschodnie pejzaże nabrzmiewają pod moimi powiekami, oswajałam pragnienie na spieczonych wargach, piasek w nozdrzach, gorący wiatr na rozpalonym karku, kamienie pod stopami. Prelegenci z lekkością, fantazją, polotem i dowcipem odłamywali - kawałeczek po kawałeczku – piękny, daleki świat, którym cieszyli się podczas wyprawy i częstowali nim – szczodrze - zgromadzoną publiczność. Ich ciała, wyraz twarzy, ręce tańczące w rytmie gestykulacji – wszystko jeszcze raz, na nowo, przeżywało tę przygodę życia. I zapraszało do niej zwykłych zjadaczy chleba, wabiąc, nęcąc, kusząc…
Tonęłam w oceanie niesamowitej treści, nasiąkałam słowami, rozbryzgiwałam spojrzenia na orientalnych slajdach i odpływałam myślami ku stronicom wszystkich przygodowych książek, którymi niegdyś zaspokajałam niespokojną duszę. Myślałam o tym, jakie cechy charakteru trzeba posiadać, by w czyn wcielać konsekwentnie, wytrwale i mozolnie zalążki najśmielszych marzeń? Zastanawiałam się, czy w dzieciństwie oni też łapczywie raczyli się wędrówkami Stasia i Nel, czy kroczyli tropami Tomka Wilmowskiego, czy pokonywali tysiące mil podwodnej żeglugi, czy w okresie nastoletnim pochłaniali wolnościowe refleksje Bursy i Stachury? Próbowałam rozgryźć skąd siła, determinacja, samozaparcie, zdecydowanie? Jedni zatrzymują się na etapie marzeń i fikcji, inni zaś los biorą we własne garści i dają krok dalej; najpierw jeden, a potem - coraz śmielej - drugi, trzeci, kolejny… aż zawiedzie ich to dziesiątki tysięcy kilometrów stąd. Jaki głód wrażeń trzeba odczuwać, jakie parcie na eksplorację nieznanego, jaką potrzebę poznawczą, jaki koktajl motywacji bulgotać musi w umyśle i w trzewiach? Pomyślałam, że to cudowne, iż życie nie zdążyło jeszcze ostudzić w nich zapału, nie potrafiło wtłoczyć w sztywne uniformy, nie odebrało wiary we własne możliwości, w życzliwość napotykanych osób (zarówno tych zupełnie maluczkich, pospolitych mniej czy bardziej, jak i osobowości nagrodzonych Noblem), w pomyślne wiatry i sprzyjające trakty – dzięki temu mogą głosić wszem i wobec świadectwo ziszczania się marzeń. Zaś okruchy z tej uczty obfitości skapnąć mogą mnie, tobie, jemu, każdemu;  tym, którzy dopingowali, niedowiarkom, szukającym swojej drogi, stojącym na rozdrożu, również osobom, które kiedyś  - owszem - marzyły, ale potem zapomniały, dały wessać się pokusom czy problemom dzisiejszego świata… Skapnąć – i albo zezwolić na zwyczajną konsumpcję, zmysłowe delektowanie się, bądź urosnąć do rozmiarów inspiracji. To urocze – spijać z ust dwudziestokilkulatków taką niewyobrażalną mądrość: by nie grzebać marzeń, nie zakopywać ich, nie zamiatać pod dywan, ale sięgać po nie śmiało, choć z rozwagą. Kiedy nie czyta się tych frazesów z ksiąg mędrców tego świata, czy celebrytów, tylko słyszy od zwyczajnych-niezwyczajnych osób, mieszkających całkiem blisko nas  – wchodzą gładko, strawnie i brzmią naprawdę zachęcająco. Wspaniała i kształcąca lekcja geografii, historii, kuluroznawstwa, etnologii, antropologii. A do tego ta idea, którą obrali za myśl przewodnią ekspedycji: znalezienie odpowiedzi na pytanie, czym jest wolność dla ludzi spotkanych podczas podróży? To takie niecodzienne, ale i niezwykle krzepiące: że kwitnie wśród nas kwiat młodzieży, która nie tylko intelektualnie sięga wyżyn, chłonna jest wiedzy, aktywnie pokonuje językowe, kulturowe, religijne i światopoglądowe bariery, ale jeszcze do tego zgłębia istotę uniwersalnych wartości. Bez czyichś poleceń, odgórnych dyrektyw, konieczności – dla samych siebie, własnego rozwoju, samoświadomości. Ale również i dla innych, dla przypomnienia jak ważną, jak wysoko siedzącą na grzędzie potrzeb nadrzędnych jest wolność. Czasem, pędząc przez autostradę życia, można o tym zapomnieć. Jednakowoż w drodze, kontemplując szczyty, pustynie, chmury, ścierając z czoła krople potu i skroplonej ciekawości, stojąc z wyciągniętym kciukiem, rozmasowując obolałe mięśnie, jadąc na pace pick-upa, moszcząc sobie siano do snu - sprzyjające warunki same wydrukowują odpowiedzi na każdym ciała centymetrze. 



Bo czymże – właściwie - jest wolność? Ja myślę, że jej kolorów jest tyle, ile otwartych umysłów. Dla każdego jest ona opleciona wieńcem innych pragnień. Ja wyobrażam sobie ją jako możliwość samookreślenia. Jeśli założyć, że jesteśmy ziarenkami piasku, na otwartej dłoni Wszechświata, to chciałabym wierzyć, iż mam wybór i sama mogę zadecydować: czy z lekkim wahaniem, ale i ufnością dać ponieść się nieokreślonym wiatrom, czy wyhodować skrzydła i zdecydowanie obrać konkretny kierunek, a może zsunąć się z impetem w dół, z kaskadą piaskowych strumieni? Gdy dodać do tego świadomość co czekać mnie może w każdym z tych przypadków i wzięcie za swój los pełnej odpowiedzialności – to jest, dla mnie, właśnie wolność…
Na koniec dodam jeszcze, że podziwiam nie tylko ich odwagę i szaleństwo, ale i roztropność. Niezwykle zaimponował mi fakt, iż potrafili odrzucić pokusę brawury i przełknąć gorzką pigułę pokory: tym razem nie dotrzemy do Indii. Indie nie uciekną;  a prawdziwi podróżnicy wiedzą, że to nie oni wybierają drogę, ale droga wybiera ich…
Powodzenia w kolejnych przedsięwzięciach; w chmury!
Zachęcam do obejrzenia wystawy, która czynna będzie w godzinach pracy Starostwa Powiatowego (ul. Leśna) od 19 do 23 marca.
Polecam również stronę: autostopemkuwolnosci.pl oraz ich facebookowy fan page.












11.03.2012

FRYWOLETKA. Wystawa grafiki: "Kobieta w roli głównej". Scenariusz i reżyseria: Dorota Kasprzak-Suwaj


Gminna Biblioteka Publiczna w Wiszni Małej przyszykowała na marzec kuszące menu. Zaserwowano wykwintną wystawę grafiki - kobieta podług Doroty Kasprzak-Suwaj. Z wielką radością i skupieniem przesuwałam wzrok po kolejnych obrazkach, kontemplując, czym jest kobiecość. Z przyjemnością podzielę się swoimi spostrzeżeniami i refleksjami.

Kobieta jest tutaj wkomponowana w czarno-biały świat z wieloma odcieniami szarości. Próżno szukałam uśmiechów, finezyjnie rozlanych na twarzy - odnalazłam tam jedynie zadumę, nostalgię, skupienie, tęsknotę. A może tylko dałam ponieść się fali nadinterpretacji? Odnajdziemy tu za to frywolność, abstrakcję, okruchy codzienności. Artystka nie poddaje się purytańskiej, fałszywej skromności - śmiało przedstawia kobietę taką, jaką ona jest. Za pomocą lekkiej, swawolnej kreski, wysublimowanej prostoty i namiętnego tańca linii, pośród dwukolorowego tła stara się oddać głębię elektryzującej, kobiecej psychofizyczności. Płochość i pokora miesza się tutaj z soczystą pikanterią, tworząc koktajl, który z rozkoszą spija się z ilustracji. Spacerując po graficznych kadrach czerpać można nieprzyzwoitą radość z odkrywania tegoż dualizmu: czysta dziewczęcość skąpana w lubieżnym pragnieniu sięgnięcia po jabłko. Skromność, tajemniczość i niezwykła wrażliwość eklektycznie brata się z szaleństwem, odwagą i gotowością do wzrastania w świadomości rozmaitych doświadczeń. To zgoda na przeżywanie rozkoszy, pełni kobiecej natury i odczuwania świata tak, jak pozwala na to niewieścia paleta emocjonalności. 



Kobiecość to umiejętność godzenia sprzeczności, które zadomowione, często drzemią obok siebie, to konieczność okiełznania żywiołów, targających damską duszą, niczym przypływy i odpływy. To nieustanny proces, zmiana, poszukiwania, wędrówka obok mniej czy bardziej czytelnych drogowskazów. To potrzeba zastygnięcia w bursztynie pięknych chwil, ale i nieulękłe porywy serca za tym, co ciągle nieodkryte. Owa nieprzewidywalna zmienność sprawia, że nawet zwyczajna codzienność zawsze jest niezwyczajna.
Kobieta najpierw zaczyna kiełkować, z onieśmieleniem, czasem nieporadnie, potem delikatnie rozkwita, wreszcie - z rozpędem - pąsowieje i jaśnieje pełną krasą. Niekiedy chowa się w kokonie nierozgarnięcia, ale to tylko pozory, bowiem gdy rozłoży skrzydła - nikt inny nie posiada takiej umiejętności ogarnięcia całej rozbuchanej rzeczywistości wokół. Jest ulotna i krucha, a jednocześnie pod tą mglistą powłoką kryje się niewyobrażalna wewnętrzna siła, życiowa zaradność i desperacja, by stawiać czoła wszelkim przeciwnościom losu. Jej niezwykłość wyraża się w tym, że potrafi wznieść się również wtedy, gdy coś czy ktoś pokaleczył jej skrzydła.

Wystawa "Kobieta w roli głównej" zdaje się nawoływać do tego, by wykorzystać tkwiący w nas potencjał i rozwinąć go w pełni. Nieomal krzyczy, byśmy nie lękały się swojej zmysłowości, ale pozwoliły naszemu ciału stać się bramą do wewnętrznego, duchowego wzrostu. Otwierając się na różne aspekty kobiecości - na (nie)śmiałość, delikatność, frywolność, namiętność, dzikość, dojrzałość, świeżość, czar, piękno, klasę, szacunek i akceptację siebie samej - stajemy się "kompletne". Co to znaczy? Tego nie da się sprecyzować, odmian kobiecości bowiem jest tyle, ile jest kobiet...











8.03.2012

Moje miasto jest kobietą



Moje miasto jest kobietą.
Trzebnica.
Przysiadła na parkowej ławce, w ptasiej filharmonii.

Podciągnęła tren liściastej sukni, spranej już i przyblakłej.
Szpilkę złamała w sosny obcasie.
I wymalowała lica śnieżyczkami i krokusami, tam, za tamtą bramą, zimą obdrapaną.
Przybrała chłodny - bo wczesnomarcowy - twarzy wyraz.


A że od jej porannego oddechu skostniały mi palce, więc napiszę jeno: najlepszego, kobieto-Trzebnico!
Niech doceniają Cię nie tylko od święta!

8 III 2012 r.

7.03.2012

Ewelina Lisowska - kawał mocnego głosu w niepozornej posturze

Tekst przygotowany na stronę Starostwa Powiatowego w Trzebnicy:
http://powiat.trzebnica.pl/index.php/news/view/294
(tam go nieco zmodyfikowano)


Ewelina Lisowska - mieszkanka naszego powiatu. Osoba, które szturmem zdobywa ostatnio popularność w mediach. Właściwie: szturmującym głosem. Jej facebookowy fan page rośnie w siłę. Głośno o niej na rozmaitych portalach internetowych, które prześcigają się w domysłach, czy ta młoda, urocza i utalentowana "dziewczyna z gwiazdką" osiągnie sukces? Jedno jest pewne: choć życzymy Ewelinie wszystkiego najlepszego, to i tak nie jest najważniejszym, czy zdobędzie pierwsze miejsce w X Factor - ona bowiem już jest wielką wygraną. Zaprezentowała szerokiemu gronu swoje - naprawdę potężne - warunki głosowe, zdobyła serca i uznanie wielu widzów, konsekwentnie realizuje "swoje powołanie", podąża dawno już obraną drogą. Życzymy jej - szczerze - osiągnięcia szczytu, z którego - z dumą - spojrzeć będzie mogła na mozolną drogę, którą dotąd przebyła, i niechby z uśmiechem i satysfakcją wbić weń mogła łopocący na wietrze sztandar z napisem: "warto było, opłacało się"... Upór, wytrwałość i trud powinien zawsze procentować radością i poczuciem spełnienia, by zatrzeć gorycz porażek, które zwykle czyhają na osoby aktywne, działające, mierzące siły na zamiary i kroczące ku spełnieniu marzeń.

Ewelinę nazwać można samorodnym talentem. Od dziecka czuła, że jej miejscem jest scena, a ona i mikrofon to jedność. Kiedy zaczyna śpiewać - cała jest Muzyką: jej płynne ruchy, kawał głębokiego wokalu i emocje, które melodyjnie odciskają się na twarzy i udzielają innym. We wszystkim, co przekazuje - kryje się niezwykła harmonia, jednorodność, daje się odczuć, że jest to prawdziwe i mieści w sobie wiele pasji. To jest właśnie rzeczywisty artyzm: wypływa z głębi, z serca, z miłości, potrzeby, pragnienia i przekonania, a jak już zaistnieje, zaczyna wypełniać sobą całą przestrzeń wokół. Tak jest ze śpiewem Eweliny - kiedy pozwolimy mu łagodnie w siebie wsiąkać, okaże się, że oto zaintrygował nas bez reszty. Ta młoda dziewczyna, która właściwie wszystko, co najlepsze ma jeszcze przed sobą, którą wchłonąć powinna świetlana przyszłość - doskonale porusza się po rozmaitych gatunkach muzycznych. Potrafi rozbujać melancholią, wznieść na wyżyny jazzowe, ale i ostro pociąć i poszarpać przestwór rockowym ryknięciem, z poświatą hardcore'a czy metalu. Jest niebanalną osobowością, więc wspierajmy ją i dopingujmy jej poczynaniom. Niechaj będzie z nią sukces, ale i dystans oraz spokój. Niechaj medialny szum służy Ewelinie i jej zespołowi Nurth, niech wzbogaca swoją pasję, rozwija w słusznym kierunku dialog z fanami i z przyjemnością czyni to, co najbardziej kocha - muzykuje. Niech z mądrością i rozwagą podchodzi do wszystkiego, co ostatnio wokół niej dzieje się i niech nie zatraci w tym wszystkim swojej cudnej skromności. Tego szczerze życzymy, jako (powiatowi) pobratymcy.

(AJ)

Swój 1% pozostaw na trzebnickim podwórzu...

Ile kobieta jest w stanie unieść? Dużo, zaprawdę dużo.
Nieoczekiwana i nagła śmierć jednego z synów (zapalenie mięśnia sercowego i niewydolność oddechowo-krążeniowa). Choroba drugiego dziecka (mózgowe porażenie dziecięce, z niedowładem spastycznym czterokończynowym i deformacje układu kostno-stawowego). Wypadek, śpiączka, w rezultacie śmierć męża. Walka (wygrana!) z chorobą nowotworową i jej nawrotami.
Właściwie nie ma sensu, bym rozpisywała się więcej, bowiem w tych lakonicznych czterech zdaniach kryje się tyle cierpienia, że wystarczyło by na obdarowanie wielu rodzin - tylko któż chciałby przyjąć takie brzemię? Sens w tym, że kiedy otrzymujemy takie doświadczenia, nikt uprzednio nie pyta nas o zgodę. Doświadczamy - i albo wychodzimy z tego cało, albo... Mawia się, że co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Mama Piotra kobietą jest ze stali. Niemniej przydałoby się wsparcie - Piotr wymaga rehabilitacji, pampersów, trzeba spłacać kredyt na zakup działki budowlanej, zaciągnięty w czasach, gdy dwoje rodziców zasilało domowy budżet swoimi dochodami.

Można wspomóc rodzinę, przekazując nań 1% swojego podatku:

Dolnośląska Fundacja Rozwoju Ochrony Zdrowia
KRS 0000050135
Bank Pekao SA I Oddział we Wrocławiu
nr 45 1240 1994 1111 0000 2495 6839
dopisek: darowizna na cele ochrony zdrowia Piotmar