8.11.2012

Anioły na Artwrzosowisku. W TCKiS wszystko.


 Rozanielił się miejski dom kultury. Kulturalne anioły - z gracją - rozsiadły się na ścianach.


Tu przycupnęli zakochańce, serca kwiat pielęgnując z czułością. Tam znów spaceruje jegomość z awangardą za kołnierzem, żonglując czekoladowymi motylami bez opamiętania. Wiosny opiekunowi zieleń zakwitła na głowie, śpioch marzy o puszystych snach, a miłośnikowi morskich rozkoszy włosy rozlały się kaskadą błękitu. Egzotyka drzemie spokojnie w cieniu powszedniości.

Nie oszalałam. Obejrzałam - po prostu – (kolejną) wystawę prac pani Mariny Czajkowskiej. Uwielbiam twórczość tejże artystki. Te magiczne obrazy rozkochały mnie w sobie od pierwszego wejrzenia. Najpierw naj-mrrrrr-epsze kociaki mruczały mi do oczu. Potem kościoły, cerkwie i wiatraki bujały się pośród chmur i marzeń. A teraz te anioły – wodzą na pokuszenie, częstując raju okruszkami.

Kiedy tak fruwam z obrazu na obraz, jak pszczółka co zbiera wykwintny nektar, czuję niezwykłą lekkość. Jakbym skrzydeł dostała – motylich, tudzież anielskich. Wydaje mi się wtedy jakobym  zrywała się z łańcucha wszelkich ograniczeń, uwalniam zmysły z postrzegania tego co wokół poprzez pryzmat dorosłości. Staję się dzieckiem – chcącym chłonąć tę słodycz każdą cząstką swego ego. Dzieckiem z jasnym umysłem, czystym sercem, radosną duszą – potrafiącym zrozumieć mowę wiatru, wiatraków, elfów, skrzatów, krasnali, aniołów i innych skrzydlatych czy rogatych. Dzieckiem do którego tęsknię – i które budzi się we mnie od czasu do czasu, czując zew i niezwykły aromat bajlandii. A potem znów zapada w marazm i odrętwienie dnia codziennego – do kolejnego razu, aż jakiś bodziec uskrzydli je i zwróci mu puls wszechświata. Przeciera wtedy zaspane oczęta, przeciąga się, leniwie ziewając i nie może nadziwić się jakież to cuda łopocą schwytane w pajęczynę rzeczywistości.

Dziękuję, pani Marino, za owe przebudzenie. Delikatne muśnięcie anielskich skrzydeł połaskotało mnie po nosie. Strąciło z nosa oprawki, które czynią, że dzień wydaje się jednostajny, monotonny, bury i pospolity. Wytargało za uszy z błędnego przekonania, że powinniśmy stąpać po zwyczajnym gruncie utartych przyzwyczajeń. A przecież piękniej jest poddać się kuracji uskrzydlającej. Sypiącej po oczach niesfornymi bąbelkami wzruszeń. Rozkwitającej nieposkromionymi barwami tęczy. Tańczącej na płótnie nieokiełznanymi kropkami, beztroskimi plamami, rozwichrzonymi kreskami i niepoznanymi dotąd kształtami. Bo takie właśnie są obrazy powstałe w pracowni „4mara”: rozbuchane niesamowitą ekspresją, czarodziejską energią, nieskończonością kolorystyki, wysublimowane, a jednocześnie tak ulotne, subtelne i łagodne, sprawiające wrażenie, iż mocniejszy oddech rozmyje je we mgle. Tutaj wszystko żyje, jest w ciągłym ruchu, płynie, wierci się, szepcze, rozlewa muzyką, łapie za ogon zapachy, pobudza naszą chętkę na smakowanie niezwykłości, płata figle. Różnorodność faktur, technik, kompozycji przenosi nas na nieznane lądy, drogi, bezdroża, atole, laguny, cumulusy i przedsionki nieba.

Boję się, że odłączona od respiratora doznań, znów zapadnę w sen. Przestanę istnieć, tańczyć ze skrzydlatymi, słuchać ich bajania. Ubiorę powieki  w katarakty kaftan. I zapomnę, która codzienność jest tą prawdziwszą, bliższą mi, dającą ukojenie.

Choć wiem, że każdy jest – dzięki Bogu - jedyny i niepowtarzalny, to jeśli mogłabym wyprosić w darze jakiś prezent – chciałabym mieć pędzel lekki jak pani Marina. Tak samo bajeczny. Potrafiący odczarowywać codzienność. Marzenie…

Gorąco polecam zmysłowy spacer po Artwrzosowisku. Odbędzie się on 16 listopada o godz. 18.00 w TCKiS. Rozkosze czekające na odbiorców:
- ”Quod non est paululum dicere” - wystawa malarstwa Mariny Czajkowskiej,
- "Wspomnienie" - wystawa gobelinów Marii Gostylli - Pachuckiej,
- i "Blues na wrzosowisku" - koncert grupy Ktoś Gdzieś Kiedyś Coś.












































1 komentarz:

  1. Miłośników słowa pisanego, rozlanego na pachnącym, gazetowym papierze, zapraszam do zakupu Kuriera Trzebnickiego (nr 29).

    OdpowiedzUsuń