26.08.2012

Marcin Wyrostek - Coloriage pokolorował koncert inauguracyjny XIX MFMKiO


Muszę przyznać, że rzadko sprawdzam "co w gadającym pudle piszczy" (czyt.: co słychać w telewizji). Kiedyś jednak trafiłam na program muzyczny, w którym emocje rozpalał - nieznany mi dotąd - p. Marcin Wyrostek. Miało to w sobie moc, miało!

Przyjemnie posłuchać takiego wirtuoza na żywo. Sposobność taka nadarzyła się podczas koncertu inauguracyjnego XIX MFMKiO, 25 sierpnia, w trzebnickiej Bazylice.

Właściwie trudno znaleźć słowa, które mogłyby choć trochę oddać należną cześć temu, co wtedy przeżyłam. Że czarowanie muzyką? Tak, wokół sypały się skry muzycznych zaklęć. Że magiczny taniec emocji? To jasne, że doznania aż rwały się do wirowania w rytmie akordeonowych pieśni. Było to jednak coś więcej.

Słuchając, myślałam o tym, że związek artysty i zaklętego przezeń instrumentu to wspaniała jedność, symbioza niemalże. Odtąd wyraz "akordeon" bezsprzecznie będzie na myśl przywodził mi personalia "Marcin Wyrostek", i - oczywiście - na odwrót. Była w tym niezwykła namiętność, tyle czułości i oddania. Muzyk swoim harmonijnym dotykiem doprowadzał instrument do fonijnej ekstazy, zaś rozkosz ta udzielała się zgromadzonym słuchaczom.

Tylko prawdziwa miłość do muzyki jest w stanie wydać tak przejmujący, zjawiskowy i dojrzały plon. Same lata ćwiczeń, prób, pracy nad warsztatem, kunsztem a nawet szlifowaniem talentu - nie potrafiłyby wzbudzić aż takich emocji. Te dźwięki nie są jedynie poprawne, piękne - one porywają i unoszą na muzyki skrzydłach ponad rzeczywistość, na wyżyny przeżywania.

Kiedy doświadczy się już podobnego stanu - odtąd trudno zaznać nasycenia. Chciałoby się jeszcze, więcej, głębiej. Chciałoby się, by ten stan trwał, by nie wypuszczał ze swoich gorących ramion w przepaść ciszy. Chciałoby się chłonąć tę muzykę bez końca, całym sobą, każdym oddechem - w obawie, że jak jej zabraknie... to powietrza zabraknie.

Dreszcze na plecach. Charyzma. Wulkan energii. Jakieś nienazwane opętanie. Muzyczne wariacje. Ogień. Boża iskra. Jeden koncert - tyle mil w nieznane dotąd rewiry...

Coloriage sprawiło (a właściwie: sprawili), że poczułam się, jakbym wędrowała po szerokim świecie, po europejskich stolicach, po kulturowych drogach i bezdrożach. Cudne połączenie akordeonu, skrzypiec, gitary basowej i rozmaitych, urzekających instrumentów perkusyjnych nadało tejże instrumentalnej przygodzie pewnej wielowymiarowości. Było skocznie, żywo, ekspresyjnie i z temperamentem, a jednocześnie czuło się tę pulsującą aureolę klasyki i standardów. Miałam wrażenie jakby każdy z muzyków opowiadał niezwykłą historię, a kiedy spleść te głosy w jedno - powstało urokliwe dzieło o ponadprzeciętnej wartości.


I choć w dzieciństwie zasmakowałam moc rodzinnych imprez z akordeonem w roli głównej, choć jako dziewczynka platonicznie podkochiwałam się w koledze-grajku ze zwinnymi palcami tańczącymi po akordeonowych klawiszach, ciągle pielęgnowałam w sobie wizerunek tego instrumentu jako faworyta biesiadnych, remizowych potańcówek. Jakże się myliłam! Toż to nektar poezji dla uszu...



















1 komentarz:

  1. Tekst dla Starostwa Powiatowego w Trzebnicy:

    25 sierpnia 2012 r. w trzebnickiej Bazylice odbył się koncert inauguracyjny XIX Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej, pod patronatem trzebnickiego Starosty Roberta Adacha.

    Usłyszeć mogliśmy Marcina Wyrostka z zespołem Coloriage. Była to niezapomniana podróż po znanych i lubianych kompozycjach klasycznych, etnicznych, standardach jazzowych i muzyce filmowej, w wykonaniu barwnym, ekspresyjnym i temperamentnym.

    Słuchając dźwięków rozpływających się po wnętrzu Bazyliki, trudno było oprzeć się wrażeniu, że właśnie oto uczestniczy się w czymś niezwykłym, że to nie jest pospolita, instrumentalna podróż, a spotkanie z przygodą, która na długo rozgości się w naszych wspomnieniach.

    Każdy z muzyków pozostawił po sobie dobre wrażenie, dał się poznać z jak najlepszej strony. Mateusz Adamczyk, który okiełznał dla nas na pozór nieposkromioną tęsknotę skrzypiec, świdrował przestrzeń skrzypczaną rozkoszą. Piotr Zaufal pokazał z klasą, iż bas to nie jedynie tło kompozycji, ale żywa, pulsująca, energetyczna materia potrafiąca oczarować oraz doskonale brzmieć samodzielnie i niezależnie od reszty instrumentarium. Gra Krzysztofa Nowakowskiego, który ujarzmił szeroką gamę instrumentów perkusyjnych, była prawdziwym mistrzostwem. A zaklinacz akordeonu – Marcin Wyrostek – pokazał, iż nie tylko jest doskonałym wirtuozem, ale też potrafi rozpalać emocje.

    Kiedy dźwięki milkły, czuło się krzepnący w powietrzu żal i nienasycenie, kiedy budziły się z nową mocą, wrzały, kipiały - było to nieomal jak wybuch wulkanu, jak potężny taniec żywiołów. Pasja i charyzma – to słowa, które odzwierciedlały ten stan.

    Wszystko to wespół z dobrą akustyką, ze spektaklem kolorów otulających ołtarz i wizualizacjami wirującymi na suficie miało posmak czegoś nierealnego i niepowtarzalnego. Jakby spełniał się jakiś Wielki Sen: o dalekich podróżach, o spotkaniach ze wspaniałymi artystami, o niekończącej się muzycznej uczcie.

    Sen jednak to ma do siebie, że kiedyś wypala się, gaśnie. Skończyła się instrumentalna biesiada, ze stołu strzepaliśmy milknące okruchy.

    Coloriage skończyło dusz malowanie. Odpłynęli dalej, karmić wielobarwnymi dźwiękami innych spragnionych i złaknionych. Na szczęście muzyczne malowidła, które pozostawili w naszych wspomnieniach długo jeszcze nie wyblakną i będą cieszyć nas aromatycznymi wrażeniami. Dziękujemy!

    OdpowiedzUsuń