7.10.2013

Ewa Uryga, Robert Grudzień, Piotr Baron - czyli "Gospel songs"

6 października, w urokliwą, jesiennie złocistą niedzielę, miejsce miał kolejny z koncertów tegorocznej edycji MFMKiO: "Gospel songs". Był to recital p. Ewy Urygi, ze wsparciem doskonałych instrumentalistów: p. Roberta Grudnia (organy) oraz p. Piotra Barona (saksofon).

Słowa, jakie nasuwały się na myśl podczas delektacji muzyką, brzmiały: zachwyt, zaduma, zdumienie, wdzięczność. Zachwyt - cóż, kto był, wie o czym mówię. Zaduma - albowiem prezentowane pieśni sprzyjały kontemplacji. Zdumienie - że coś niewielkiego (koncert jeno) dać potrafi taką moc emocji i wzruszeń. I w końcu wdzięczność - że mogłam znaleźć się tam i przeżyć tak owocnie te kilkadziesiąt minut.

Artyści znajdowali się na emporze, przez co odciążony został jeden ze zmysłów odbiorców - wzrok. Pozbawieni oni (czyt.: odbiorcy) zostali możliwości wizualnego podziwiania muzyków i wokalistki, za to w całości mogli zaangażować słuch - był więc panem na włościach zmysłów, pozwalając słuchaczom skupić się bez reszty na brzmieniu.

Tego dnia królowała muzyka gospel, czyli niosąca w przesłaniu Dobrą Nowinę. Nasi muzyczni przewodnicy powiedli nas tam, gdzie było dobrze, spokojnie, bezpiecznie, miło.

Pani Ewa Uryga olśniła barwą głosu, który nie tylko potężny był, piękny, ale i subtelny, przepełniony promiennym ciepłem, lekkością i jasnością. Urzekła wibratem.

Organy prowadziły nas dobrze znaną drogą, zaś saksofon wniósł powiew świeżości, przede wszystkim zaś grał wdzięcznie i szczerze.

Było to wspaniałe połączenie. Danie idealne, skomponowane z niewyszukanych składników, prostych, niezbędnych, acz całość smakowała wybornie!

Nasuwa się tutaj dygresja: każdy z nas stworzony i powołany jest do czegoś innego, ale dając - w działaniu - z siebie to, co najlepsze, doskonale uzupełniamy się, a jednocześnie przysługujemy całemu społeczeństwu - które wzrasta naszym pięknem.

Niezapomniany recital. Muzyka uszlachetniała dusze. Światło październikowego popołudnia wlewało się do wnętrza kościoła, ślizgając się z gracją po posadzce i rozsiadając się majestatycznie na czerwonych dywanach. Czar jesieni pieścił delikatnym chłodem nasze uszy i nosy.

Jak liście - o tej porze - spadają z drzew, tak z nas spadały wszelkie kryzysy, troski, cierpienia. Jak jesienne promienie tańczą w purpurach koron, tak w nas pląsały rytmy radosnej nowiny. Głos pani Ewy szeleścił wszystkimi barwami jesieni. Piękny czas i sto procent sacrum w sacrum.

Co jeszcze zachwycało? Mnie osobiście zauroczyła Fantazja a-moll na organy solo, autorstwa p. Roberta Grudnia. Imponujący akcent tegoż koncertu. Organy w ogóle mają specyficzny urok. Jest w nich szczególny rodzaj lekkości, ale też i pewna toporność, surowość, nieokrzesanie. To połączenie daje fantastyczne rezultaty. Kiedy pan Grudzień grał, ja chwyciłam za długopis i dałam ponieść się chwili. Choć nie wiem jaki był zamysł artysty, mnie myśli poprowadziły takim oto torem:
"Słyszę historię, toczącą się w ramach jakiejś zamkniętej sekwencji, a jednocześnie niesamowicie dynamiczną, rozwojową, z różnymi zawirowaniami i zmianami akcji. Właściwie można to uznać za doskonałą, zaklętą w dźwiękach, metaforę naszej egzystencji. Niby korzenie wyznaczają nam nasze miejsce w życiu, a jednak z ciekawością wyrywamy się ku czemuś innemu, pędzimy ku nieznanemu, popychani niezwykłą siłą. Kim bylibyśmy, gdybyśmy stali w miejscu? Kim staniemy się, wychodząc śmiało ku przyszłości? Musimy odważyć się wsiąść na karuzelę rozwoju. Jak zniesiemy tę jazdę? W którym miejscu wysiądziemy? Tego nie wie nikt. Czas pokaże... Nabierajmy więc ufności w żagle, czerpmy ze źródła nadziei i z wiarą kierujmy się ku Spełnieniu..."

Taki recital to energetyczne ładowanie akumulatorów przed kolejnym, pracowitym dniem. Zapraszamy na następne koncerty; warto!















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz