10.02.2012

Staropolskim krokiem przez trzebnicki Rynek

"Poloneza czas zacząć. - Podkomorzy rusza
I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza,
I wąsa podkręcając, podał rękę Zosi,
I skłoniwszy się grzecznie, w pierwszą parę prosi.
Za Podkomorzym szereg w pary się gromadzi;
Dano hasło, zaczęto taniec - on prowadzi."

(Adam Mickiewicz, fragment "Pana Tadeusza")


Uroczy piątek - któż nie lubi piątków?
Piątek, który rozbrzmiał polonezem, skąpał trzebnicki Rynek staropolską tradycją, zajaśniał błękitem nieba. Kociogórek i Lubuszka ledwo się pohamowali, by nie wskoczyć w tany wraz z maturzystami, ciałem pedagogicznym i dyrygentami gminy i powiatu. Tańczący stąpali dostojnie po białym, śnieżnym dywanie, korowód wił się i rozlewał - niczym długi wąż - przed majestatem Ratusza. Pary pewnie i z godnością przesuwały się kolejnymi figurami tańca, dłonie lekko na sobie spoczywały, kolana delikatnie podkreślały takt muzyki, a ciała z wdziękiem opierały się mrozowi, dostojnie dygając w tę i we w tę. Choć luty namiętnie przytulał się rumieńcami do zgromadzonych, choć szczypał w nosy i odmrażał kończyny - tradycja silniejszym biła blaskiem, grzejąc serca i rozpalając w nich polskość. Żonglowali ukłonami, rozdawali uśmiechy, płynnie płynęli poloneza nurtem, zwinnie dozowali skręty, czwórki, mosty, tunele - aż przenieśli nas do Soplicowa, w szlachecką sielskość i ciepłą anielskość. Przedmaturalne schody zmienili w gładką tańca posadzkę, polityczne waśnie zmieniły barwę na przeźroczystą - nie było nic, prócz tradycji, emocji przemielonych na grację i iskier, rozświetlających wokół narodowego ducha. Spokojne, dystyngowane, posuwiste ruchy, gromadnie zaprowadziły nas ku końcowi, a mnie nasunęła się taka refleksja, że gdyby wszystko było prowadzone tak zgrabnie, jak ów polonez - maturzyści nie mieliby czego obawiać się w maju, a nasza krasa Trzebnica piękniałaby jeszcze dostojniej pod ZGODNĄ sztamą Urzędu Miasta i Starostwa. Tego życzę memu lubemu miastu.

































2 komentarze:

  1. "Poloneza czas zacząć" - pan Bagiński znak daje,
    jako konferansjer doskonale na wysokości zadania staje.
    Pan Starosta w tany rusza,
    szlacheckiej tradycji raduje się dusza:
    skłoniwszy się mile, piękną damę do pary prosi,
    na wspaniałe przedstawienie w trzebnickim Rynku się zanosi.
    Tuż za nimi Burmistrz Miasta, niewiastę dostojnie prowadzi...
    Gdy muzyka króluje - nic nie zgrzyta, nic nie wadzi,
    kroki się nie plączą, wszystko idzie zgrabnie,
    och, gdybyż w polityce zawsze było tak powabnie...
    Za naszymi Prowadzącymi pary w szeregu się gromadzą,
    dziś egzamin z tańca, wkrótce z dojrzałości - zdadzą...

    Buty nie połyskują, blask sukni nie bije,
    wszak termometr na minus, wszyscy zapięci pod szyję,
    mufki się nie puszą, cylindry nie królują,
    stroje dwudziestego pierwszego wieku tutaj dominują.
    Nie ujmuje to jednak krasy tej tradycji,
    nadzieję wielką żywię, że będzie wiele edycji:
    co rok to inne twarze, kolejne pokolenia,
    niechaj zapał do organizacji raczej się nie zmienia,
    a szlachecki obyczaj przez nasz Rynek się przetacza,
    aura wzniosłości i duch czasu - niech tańczących otacza:
    te emocje, radość, dostojeństwo - pospołu się udzielają,
    w sercach - duma i polskość, tożsamością narodową ostają.

    Głowy uniesione, sylwetki wyprostowane,
    dłoń na dłoni spoczywa, wszystko do końca dograne,
    majestat i powaga na twarzach się malują,
    lekkie ugięcie kolana... luty na ciałach czują...
    krok za krokiem do przodu, choć mróz po licach szczypie,
    jednak krew aż wrze w żyłach, duch słowiański nań łypie.
    Te ukłony, dygnięcia, czwórki, mosty, tunele,
    wszystko idzie wspaniale - przygotowań było wiele.
    Dziś już tylko wytańczyć harmonijne figury,
    efektownie i z sercem, przykład idzie od góry...
    Starosta, burmistrz, dyrektorowie, pedagogiczne, krzepkie ciało,
    kwiat młodzieży maturalnej - nikogo nie brakowało.

    Była nostalgia, wzruszenie, wspomnień korowody,
    niektórzy drugi raz wchodzili do tej melancholii wody,
    wszak już kiedyś, za młodu, te emocje przerabiali,
    dzisiaj, po raz wtóry, szansę na to dostali:
    zanurzyć się w historii, piękno z niej wyłowić,
    i tańcem to wymalować, krokami wysłowić...
    Schodzili się, rozchodzili, mijali, w tunelach zwinnie płynęli,
    zupełnie w tym tańcu o codzienności zapomnieli,
    wszelkie troski i kłopoty gdzieś daleko odleciały,
    była jeno muzyka, śnieżny kobierzec, zamyślone, dostojne pary
    i ten polonez, co wzniósł ich ponad podziały, prowadził muzyki taktami,
    i rozrzucał wzruszeń ziarenka między nami, trzebniczanami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłośników słowa pisanego, rozlanego na pachnącym, gazetowym papierze, zapraszam do zakupu Kuriera Trzebnickiego (nr 11).

    OdpowiedzUsuń