Archiwum bloga

3.07.2011

Trzebnica od podwórza, czyli upływ czasu górą... Wejście czwarte.

Spacerujemy dalej. I widzimy głębiej. Tak to już jest, gdy raz odważymy się popatrzeć z innej perspektywy - ten kąt widzenia zostaje już dla nas "otwarty", jakby dany nam został nowy "kanał poznania"...


Trzebnica - niewątpliwie - jest piękna i urocza, falami doznaje rozkwitu, jej cechą "na plus" jest dynamizm. Sporo dobrego dzieje się tutaj ostatnio. Ale - jak widać - są w niej również zakątki zapomniane przez ową Rozwojową Rękę Człowieczą. A szkoda, bo i z ich głębi można by wydobyć coś nieomal mistycznego.




Czas, czas, czas. Przyjacielem bywa - na przykład gdy rany pomaga zaleczyć, ale i przeciwnikiem może być nie lada... 
Wiele z miejsc wskazanych palcem obiektywu (na tym blogu) upaćkanych jest dziecięcym sentymentalizmem. Znaczy to, że przed laty oplatały mą dziecięcą duszę magii pajęczyną. Żal teraz patrzeć, jak niszczeją i dziczeją, rdzewieją, zarastają chwastami czy płaczą tynku łzami. Należy im się - jeśli nawet nie szacunek, to - choć pamięć...


Czas, czas, czas. Jeden-zero dla niego. Tutaj destrukcyjną swą stronę pokazał. Brutalniej obszedł się z tymi miejscami, niźli z wieloma moimi równolatkami. Widać - człek nie stawał mu tu na drodze, nie próbował zakontrować jego poczynań. Szkoda. Może z nieopatrzności, może z przeoczenia, a może - z prozaicznego powodu - braku środków finansowych?


Wierzę jednak, że - w ostatecznym rozrachunku - czas pokornie schylić będzie musiał siwe swe skronie. I pięknem lśnić będą nie tylko fasady, ale i "od podwórza" nie sposób będzie niczego zarzucić Mojemu Miastu...

Ufam też, że "prawdziwa cnota krytyk się nie boi", bowiem przekuwa je w coś znacznie trwalszego. W coś pozytywnego. 




































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz